Przejdź do głównej zawartości

Odkryte pragnienia

Dwie Górki na północy Krakowa łączy 15 minut w autobusach. Kwadrans to niewiele. Zakupy w osiedlowym sklepie, krótki spacer z psem, czy też poranna kawa. Problem pojawia się jednak, gdy proste zakupy zamieniają się w lidlowy haul, naszemu psu zrywa się smycz a niemowlę z uśmiechem strąca ze stołu filiżankę. Raz w roku, no może dwa – każdemu może się zdarzyć. A co powiedzielibyście na tego typu „jazdy” od poniedziałku do piątku przed wyjściem do pracy, do szkoły, na uczelnię? Z Krowodrzy Górki na Górkę Narodową, zgodnie z rozkładem MPK, jedzie się 15 minut. Koszt: 3,40 zł. Przeciętny mieszkaniec Krakowa z reguły za tę wycieczkę zapłaci jednak nieco więcej. Bilet dwudziestominutowy kasują bowiem bezlitosne korki. Zdarzało się, że taka podróż mogła i trwać godzinę – tyle, co bieganie za niesfornym psem po lesie. Tylko, że w przypadku biegania za psem – taki jogging służy naszemu zdrowiu. W przeciwieństwie do bezczynnego przebywania w zatęchłym autobusie.


Fot. Katarzyna Pliżga


– Boże święty, niech już się skończy to dziadostwo. Ile można w autobusach siedzieć. Co się człowiek w życiu naharował – mamrocze drżącym głosem starszy mężczyzna, trzymający na kolanach dziurawą siatkę z marchewkami. – Mieli ruszyć ten, tego, tramwaj, no, tyle gadane było i co? – dodaje starsza pani w okularach o grubym szkle. Gdzieś obok wzdycha licealista, przez którego słuchawki wydobywa się metal. Przez tłum pasażerów stara się przebić kobieta w średnim wieku. Jest na szpilkach. Gdy wreszcie udaje jej się dotrzeć do kierowcy, każe mu otworzyć drzwi – No ja wiem, że jest korek, ale nie mogę tu pani wysadzić – wzrusza ramionami kierowca. Nic więc dziwnego, że Krakowianie nie mogli się doczekać, kiedy wystartuje zapowiadana od 10 lat, budowa tramwaju na Górkę Narodową. Tutaj rok 2020 okazał się łaskawy. Ruszyły maszyny budować szyny. A te liczyć będą 5,5 kilometra. – Dojazd do Centrum ma wynosić niewiele ponad 20 minut, tak więc przejazd pomiędzy Krowodrzą Górką a Górką Narodową powinien liczyć około 10 minut – dodaje Jan Machowski, rzecznik prasowy Zarządu Dróg Miasta Krakowa. Wystarczyć powinien już bilet za trzy czterdzieści.


Fot. Katarzyna Pliżga

Trochę więcej zapłaci Miasto. Cena całej inwestycji to 327 milionów złotych. Do tego trzeba jeszcze doliczyć pewne ukryte koszta. Zgodnie z decyzją środowiskową oraz ZRID pod piłę poszło 3,5 tysiąca drzew. Znaczną część stanowił zagajnik przy osiedlu „Ukryte Pragnienia” pomiędzy Krowodrzą Górką, a przystankiem „Bratysławska”. W kilka dni robotnicy wysiekli w pień naturalny ekran akustyczny, który nie tylko izolował od hałasu, ale również sam wytwarzał miłe dla ucha dźwięki. Wiosną, kolejny piękny dzień w korpo zwiastował śpiew ptaków. Wysłuchać można było wtedy charakterystyczną symfonię kosa. Wieczorami w drodze do Biedronki w okolicach przystanku zdarzyło mi się kilkakrotnie spotkać jeża. Drobnym, acz pewnym jeżym krokiem, węszył noskiem nieopodal zagajnika, którego drzewa zniknęły bezpowrotnie. A może powrotnie? 60% torowiska będzie zielona – deklaruje ZDMK dodając, że na terenie inwestycji przeprowadzone zostały badania pod kątem orniotologicznym. Na trasie zostanie posadzonych prawie 2700 nowych drzew oraz – w innych miejscach wskazanych przez Zarząd Zieleni Miejskiej – 800. Dęby, lipy, klony graby czy sosny mają wyrównać 3,5-tysięczną stratę. Obwód ich pni na wysokości 100 cm ma wynosić 14-16 cm. Tyle co szczupły nadgarstek.


Fot. Katarzyna Pliżga

– Wycięcie tylu drzew na pewno jest błędem. Podczas projektowania trzeba było walczyć o każde z nich – mówi Andrzej Karczewski, Nadleśniczy Białowieskiego Parku Narodowego – Ich rola w miastach jest niedoceniana. To ostoje przyrody a dla mieszkańców produkują tlen, redukują zanieczyszczenia, dwutlenek węgla, obniżają temperaturę o kilka stopni, co przy dzisiejszych zmianach klimatu jest niezwykle ważne. Odtworzenie drzew w warunkach Krakowa będzie na pewno bardzo trudne. Choćby ze względu na smog, upały czy brak opadów. Jeśli zagajnik był zwartym kawałkiem lasu, to tym większa strata, bo łatwiej można było go ominąć lub puścić torowisko jego skrajem.


Fot. Katarzyna Pliżga

Nie wszystkim ów pas zieleni przypadał do gustu. Poza śpiewem ptaków i sympatycznymi jeżami, w jego okolicach można było spotkać przemykające w oddali szczury. Pod wieczór na ławkach przy torach często przesiadywali „plenerowi imprezowicze”. Szczególnie we znaki dali się szpitalowi im. Jana Pawła II, o czym w 2017 roku pisał Onet: „Ich obozowisko znajduje się tuż przy placówce, a jego mieszkańcy zachowują się głośno, piją alkohol. Zdarzało się, że w pracowników rzucali odchodami, a część szpitalnego ogrodzenia sprzedali na złom”. Niektórzy przechodnie uważali to miejsce za zwykły kawałek zieleni, na którym „roiło się od patologii”:

– Ja tam się cieszę, że to wszystko wycieli, jakaś cywilizacja będzie tu przynajmniej – mówi kobieta – dopytuję o bezdomnych – No właśnie, siedzieli tu jacyś w tych domkach letniskowych, to też dobrze, że ich już tu nie będzie.

– Weź pani, a gówno mnie oni obchodzą… ja tam muszę zapieprzać, żeby mieć na chleb – rzuca jednym zdaniem mężczyzna w skórzanej kurtce i odchodzi nerwowym krokiem.

– No szkoda ich może, bo to nie wiadomo nigdy co człowieka w życiu spotka – wzdycha starsza pani z kundelkiem, dodając po chwili – ale raz zostałam oszukana, że niby na chleb i pasztet, a pan wyszedł z flaszką. Od tamtej pory trzymam się od nich na dystans.


Fot. Katarzyna Pliżga


A ja podeszłam.

Kobieta i dwójka mężczyzn siedziała na ławce przy obecnym placu budowy. – Mam jeszcze jeden dzień, żeby tu przenocować – pomrukuje mężczyzna w puchowej wiatrówce wskazując na wyścielony kartonami śpiwór. Drugi twierdzi, że mieszkał tu 30 lat. – Załóż maseczkę i nie podchodź do pani tak blisko! – instruuje kolegę właściciel śpiwora. Ten opowiada o pracy, którą udało mu się znaleźć i koniecznie chce pokazać zaświadczenie, które to potwierdza. Na temat samej wycinki wydaje się, że nie chcą zbyt rozmawiać. Obydwoje ciepło wspominają natomiast pana Jacka, który bardzo często przychodził z nimi rozmawiać.


Fot. Katarzyna Pliżga

– Szacuje się, że w Krakowie mieszka około 2 tysiące osób bezdomnych. Liczba ta jest jednak płynna, z uwagi na koczowniczy tryb życia, który prowadzą – mówi Agnieszka Pers, rzeczniczka Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej – Takich miejsc jak działki przy Krowodrzy Górce w Krakowie jest wiele. Kiedy pojawia się budowa to naturalne, że osoby które kiedyś tam mieszkały przeniosą się gdzieś indziej. My chcemy przede wszystkim pomóc im wyjść z kryzysu bezdomności. Nie jesteśmy za tym, aby pomieszkiwały one na ogródkach działkowych czy w innego tego typu miejscach. Nasi streetworkerzy proponują im, aby przyszli do noclegowni, ale rzecz jasna, mogą ich tylko zachęcać. Jeżeli będą chciały zostać na ogródkach, my nie możemy nic na to poradzić.


Fot. Katarzyna Pliżga

– Te altanki nazywaliśmy małym osiedlem pustostanowym – mówi Justyna Basta, wolontariuszka fundacji ZUPA, która w okolice Krowodrzy Górki i pobliskiej ulicy Kluczborskiej przyjeżdżała nie-jednokrotnie. – Regularnie odwiedzamy nawet kilkaset osób. Zdecydowana większość wita nas z radością a ZUPĘ kojarzy bardzo pozytywnie z niedzielnych spotkań na Plantach.

– W jakich warunkach mieszkały osoby przy Kluczborskiej?

– Niektórzy traktowali altanki jako pierwsze lepsze schronienie i niespecjalnie o nie dbali. Inni z kolei uważali je za własny dom. My mieliśmy takie samo podejście. Pukaliśmy, zawsze pytaliśmy czy zgadzają się na odwiedziny. Jeden z panów mieszkający nieopodal, był do swojego miejsca tak przyzwyczajony, że do dziś, mimo wycinki, nie opuszcza go na odległość kilkudziesięciu metrów. Drugi, przy ulicy Kluczborskiej mieszkał w altance z ogródkiem, gdzie uprawiał owoce, warzywa. Nieraz gdy go odwiedzaliśmy, zrywał dla nas kwiaty. Kiedyś obiecywał, że poczęstuje orzechami.

– Czy mieszkańcy altanek wiedzieli o budowie?

– Moim zdaniem tak. Nie jestem w stanie tego dokładnie zweryfikować, ale chyba proponowano im jakąś pomoc w poszukaniu innego miejsca, czegoś do wynajęcia. Likwidacja tych altanek to ogromna strata. Kiedy przyjeżdżaliśmy na Kluczborską, gromadziły się tam również inne osoby nocujące w okolicy. Wiedzieli, że jesteśmy tam w każdy wtorek. Często padały pytania „czy nam się chce do nich jeździć”. Spotkań z nami nigdy nie traktowali jako oczywistość. Stopniowo nawiązywaliśmy relacje. Każdego staraliśmy się znać po imieniu. Pomimo budowy, w okolicach Kluczborskiej wciąż przebywa 6-7 osób. Ostatnio przywieźliśmy im śpiwory i namioty, żeby mieli jakikolwiek dach nad głową. Pan który obiecał, że zbierze dla nas orzechy – nie zdążył. Przez pewien czas był nieobecny. Wrócił jak orzecha już nie było.


Fot. Katarzyna Pliżga

Przedstawiony na mapie z 1970 roku rejon Krowodrzy Górki to mozaika pól uprawnych i pojedynczych domów. Jeden z nich do dziś sąsiaduje z „Ukrytymi Pragnieniami”. Na jego ogródku odpoczywa teraz pomarańczowy URSUS. 100 metrów dalej syczy białoproądnicka elektrownia. Ona również widnieje na starej mapie, więc świętowała w tym roku co najmniej 50. urodziny. Ciekawe ile lat miał zagajnik. Może 20? Może 30? – Nie ma nad czym płakać – ktoś powie. Przecież 60% torowiska ma być zielona. Posadzą nowe drzewa. Kosy uwiją gniazdo gdzie indziej. Ktoś zje tego wieczoru swój pierwszy od dawna ciepły posiłek. Dwie Górki na północy Krakowa połączy 10 minut a pasażerowie tramwaju będą podziwiać „Ukryte…” choć teraz już raczej „Odkryte Pragnienia”.

Katarzyna Pliżga
Laureatka w projekcie Akademia Dziennikarstwa Obywatelskiego w kategorii wiekowej 21-22 lata

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Panie Areczku, pan jest za młody na umowę..."

Młode osoby są szczególnie narażone na oszustwa ze strony pracodawców. Co jest tego przyczyn ą , dlaczego młodzi na tym tracą i jak się przed tym przestrzec? W liceum, technikum czy szkole branżowej osoby uczące się, często podejmują pracę nie tylko w wakacje, ale także w roku szkolnym. Młodzi i niedoświadczeni pracownicy stanowią łakomy kąsek dla wszelkiej maści oszustów. Przedstawmy pokrótce kilku z nich. Fot. Facebook/Panie Areczku - memy o pracy Na rekrutera Załóżmy, że dana osoba szuka pracy w internecie na różnych portalach. Przeglądając setki ofert, trafia nagle na tę idealną. Dogodne warunki, wspaniała płaca i tylko kilka dokumentów –  niewiele kroków do spełnienia. S ytuacja komplikuje się w momencie wysłania swoje go CV na podany adres mailowy. Wtedy, po krótkim czasie przychodzi wiadomość od nie byle kogo nadawcą jest międzynarodowa firm a, która chce nas zatrudnić . Z radością wypełniamy zgłoszenie. Ale zaraz. Przecież w tamtej wiadomości nie było nawet loga firmy

Sąd sądem...

„Sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie” powiedziała Leonia Pawlak do swojego syna jadącego na rozprawę sądową równocześnie podając mu granat. Ta scena z kultowego filmu „Sami swoi” nie straciła nic ze swej aktualności. Oczywiście w rozumieniu samego podejścia do kwestii prawa i poczucia sprawiedliwości (bo zapasy drugowojennych granatów stety/niestety szybko się skończyły; ewentualnie czekają na jakiś napad mafii jak w Wilkowyjach). Świadczy o tym współczesne powiedzonko „zasady są po to, aby je łamać”. Już na pierwszy rzut oka widać, że świadomość i kultura prawna w naszym społeczeństwie nie jest powalająca. I choć mamy na to, moim zdaniem, przekonujące wytłumaczenie, którym jest doświadczanie przez dwieście lat (jak nie zabory, to dwa totalitaryzmy i dwa autorytaryzmy) prawa, które w głównej mierze tworzone było przeciw ludziom, to jednak pasowałoby coś z tą świadomością i kulturą prawną Polaków zrobić. Fot. Kadr z filmu "Sami swoi" (1967), reż. Sylwester C

Dziennikarstwo obywatelskie - czy uratuje polskie media? [PODCAST zdezINFORMOWANI]

O dziennikarstwie obywatelskim w praktyce razem z zespołem zdezINFORMOWANI miał okazję porozmawiać członek naszego Stowarzyszenia Łukasz Trzaska. W wywiadzie możecie znaleźć odpowiedzi na pytanie czym tak właściwie jest taki rodzaj dziennikarstwa, kto może się nim zajmować i czy może ono zapobiegać dezinformacji. Dziękujemy za rozmowę i zapraszamy do wysłuchania podcastu (na YT lub w serwisie Spotify ). A jeśli chcecie dowiedzieć się więcej na temat m.in. medialnych manipulacji, fact-checkingu oraz szukania wiarygodnych źródeł informacji serdecznie zachęcamy do sprawdzenia strony https://zdezinformowani.com/ , a także do śledzenia zdezINFORMOWANYCH w mediach społecznościowych . Rys. zdezINFORMOWANI Łukasz Trzaska Stowarzyszenie Demokracja w Praktyce