26 września o godzinie 11:00 rozpoczną się egzaminy na aplikacje: adwokacką, radcowską, notarialną i komorniczą. Aplikacja jest to swego rodzaju kurs przygotowujący do wykonywania tych zawodów zaufania społecznego, stanowiący zarazem główną ścieżkę dostępu do nich. Czyli od wyników tego egzaminu pośrednio (ponieważ ewentualny aplikant musi przeżyć jeszcze trzy lata niezłego wycisku; przy czym przeżyć jest adekwatnym słowem – o czym niżej) zależy, kto będzie mógł być adwokatem, notariuszem czy komornikiem. Powinno nas to interesować nie tylko wtedy, gdy sami planujemy karierę w tych zawodach. Kiedyś od kompetencji, wrażliwości i podejścia tych osób może zależeć nasz majątek lub ważny wyrok sądu, a ich ilość na rynku decyduje o cenach usług prawniczych. Jeśli ktoś nadal uważa, że to w jaki sposób selekcjonuje i przygotowuje się prawników go nie dotyczy, to dodam jeszcze, iż do zawodu sędziego oraz prokuratora również wiedzie droga przez podobnie skonstruowane aplikacje (tyle, że egzaminy na nie są w innym terminach – 19 listopada i 9 grudnia). Wielkich możliwości wpływania na ludzkie życie wymiaru sprawiedliwości już chyba nie muszę opisywać. Wszyscy zainteresowani? Pochylmy się zatem nad „demokracją w praktyce” objawiającą się powszechnością i równością w dostępie do zawodów prawniczych.
Rys. Wojciech Kucia |
Dobre zrozumienie obecnego kształtu aplikacji prawniczych wymaga wspomnienia o toczącej się na początku tego wieku batalii o otwarcie zwodów prawniczych. Ich „zamknięcie” polegało na tym, że to samorządy prawnicze decydowały o zasadach egzaminów wstępnych na aplikacje i limitach przyjęć na nie. One również przeprowadzały egzamin na i po aplikacji (zawodowy), na których była również część ustna, gdzie osoba odpowiadająca nie jest już anonimowa dla komisji. Taka sytuacja w oczywisty sposób faworyzowała osoby mające kontakty w palestrze – będącej równocześnie nauczycielem i egzaminatorem, oraz umożliwiała tej grupie ograniczanie konkurencji (wzrost liczy spraw sądowych i absolwentów był dalece wyższy od wzrostu liczby adwokatów/radców prawnych). Zdarzały się przypadki, gdy w ramach kontroli „wiedzy ogólnej” na egzaminie ustnym pytano o architekturę rzymską lub kino irańskie. Stąd pojawiły się wypowiedzi polityków PiS (bo to ta partia była autorem nowelizacji otwierających zawody prawnicze) o studentach, którzy nie mają odpowiednich genów i to hamuje ich kariery, o czynnikach pozamerytorycznych, często o charakterze środowiskowym lub rodzinnym decydujących w naborze do zawodów prawniczych oraz apel od ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego będącego adwokatem: Panie ministrze, odwagi, odwagi i jeszcze raz odwagi, mamy nadzieję, że nie będzie się pan kierował interesami swojej korporacji, swojego klanu. Szczęśliwe ustawa o otwarciu zawodów prawniczych została uchwalona w 2005r. i choć później część jej postanowień została zakwestionowana przez Trybunał Konstytucyjny, to jednak zasadniczo od tego czasu można mówić o „uchylonym” dostępie do zawodów prawniczych.
Tak jak wspomniałem, główna droga do zwodu sędziego, prokuratora, adwokata, radcy prawnego czy notariusza wiedzie przez aplikację. Aby się na nią dostać, należy zdać egzamin wstępny. Jest on już jednak w pełni anonimowy (egzaminatorzy nie wiedzą czyją pracę sprawdzają), nadzorowany przez Ministerstwo Sprawiedliwości i przygotowywany oraz przeprowadzany przez komisje, w których skład wchodzą nie tylko przedstawiciele samorządów prawniczych, lecz również ludzie wyznaczeni przez Ministra Sprawiedliwości. Poza aplikacjami sędziowską i prokuratorską (w tym przypadku jest to uzasadnione chęcią zapewnienia pełnego zatrudnienia absolwentów aplikacji) nie ma również limitu przyjęć, wystarczy przekroczyć stały próg punktowy. Młody prawnik po zdaniu egzaminu wstępnego wpada w tryby aplikacji, prowadzonej przez odpowiednio Krajową Szkołę Sądownictwa i Prokuratury (KSSiP) lub samorządy prawnicze. Pozostaje w nich przez kolejne dwa (komornicza), trzy (pozostałe poza notarialną) lub trzy i pół roku. Podczas tego czasu pod kierunkiem patrona (pełnokrwistego prawnika wykonującego dany zawód) wykonuje różne czynności praktyczne związane z wymarzonym zwodem oraz bierze udział w cyklach zajęć dydaktycznych. Po wypełnieniu całego programu aplikacji jest przeprowadzany pisemny egzamin zawodowy (w przypadku przyszłych sędziów i prokuratorów również ustny). Po jego zdaniu można ubiegać się o wpisanie na właściwą listę (adwokatów, radców itd.) a w przypadku absolwentów aplikacji prowadzonej przez KSSiP o stanowisko asesora sądowego lub prokuratorskiego. Warto zaznaczyć, że osoby z wyższymi wynikami mają pierwszeństwo w wyborze konkretnego stanowiska (sąd, wydział).
Rys. Wojciech Kucia |
Opisana ścieżka z pozoru wygląda dość transparentnie i sprawiedliwe. Dlaczego więc użyłem sformułowania „uchylony dostęp do zawodów prawniczych”? Pozostają one bowiem wciąż częściowo zamknięte dla osób niemajętnych, choć biorąc pod uwagę, że są to osoby świeżo po ukończeniu studiów – raczej bez stałej pracy, należałoby raczej powiedzieć: z niezamożnych rodzin. Już sam egzamin wstępny kosztuje od 1225 do 1300 złotych, co znacząco przekracza wydatki związane z organizacją egzaminu, na co zwracał uwagę Rzecznik Praw Obywatelskich. Opłata ta, bądź co bądź w niebagatelnej wysokości, jest nieusprawiedliwionym kryterium ograniczającym dostęp do zawodów prawniczych, niestety tylko jedną z kilku takich ekonomicznych zapór – kolejną jest opłata za aplikację. Wynosi ona przeszło sześć tysięcy złotych rocznie. Są to koszty organizacji zajęć, wykładów, praktyk itd., co pozornie usprawiedliwia ten wydatek. Tylko pozornie, ponieważ aplikanci chcąc pracować w zawodzie, często muszą się godzić na niskie wynagrodzenie lub wręcz pracować za darmo. Patron nie ma bowiem obowiązku zatrudnienia swojego podopiecznego, na czym bardzo traci relacja uczeń – mistrz. Na pracę poza kancelariami prawnymi, którą trudno pogodzić z obowiązkowymi praktykami i zajęciami, niezbędna jest zgoda odpowiedniego samorządu. Pogłębia ona jeszcze bardziej dystans pomiędzy aplikantami nieposiadającymi zaplecza w rodzinie – czy to ekonomicznego, czy to w postaci koneksji w środowisku zawodowym, a tymi, którzy na takie wsparcie mogą liczyć. Ci drudzy, pracując w kancelariach, uzyskują doświadczenie cenne podczas egzaminów zawodowych oraz praktyki na rynku. Zwiększają tym samym jeszcze bardziej swoją przewagę nad tymi, których względy ekonomiczne zmuszają do pracy poza zawodem. Przepisy wspominają wprawdzie o możliwości zwolnienia z opłaty za aplikację, jest to jednak w całości uzależnione od widzimisię korporacji zawodowych. To tych opłat dochodzi jeszcze kwota przeszło dwóch tysięcy złotych za egzaminy końcowe.
Sądowa batalia stoczona przez aplikantkę adwokacką zakończona wyrokiem sądu wojewódzkiego w Warszawie (sygnatura sprawy: VI SA/Wa 3493/14) dokładnie obrazuje sytuację młodych absolwentów prawa, którzy zdecydowali się zwalczyć o możliwość wykonywania wymarzonego zawodu. Spór ten dotyczył właśnie zwolnienia z opłaty za aplikację. Kobieta powoływała się na ciężką sytuację ekonomiczną. Będąc osobą bezrobotną, pomimo intensywnych poszukiwań nie mogła odnaleźć pracy, ponieważ odbywała u swojego patrona nieodpłatne praktyki w wymiarze 40 godzin tygodniowo. Jej utrzymanie pochłaniało 1200 złotych miesięcznie. Niestety, nie mogła liczyć na wsparcie rodziny, ponieważ zarobki ojca wynosiły tylko 1800 złotych, a drugi rodzic pozostawał bez pracy. Sąd uznał argumenty samorządu odmawiającego zwolnienia z opłaty. Uznano, że sytuacji aplikantki nie można uznać za wyjątkową, ponieważ powstała w związku z procesami, które dotykają setek tysięcy polskich rodzin, a wywodzą się z samej natury kapitalistycznej gospodarki rynkowej, ani wywołaną przez czynniki losowe. Można ją było bowiem przewidzieć, kiedy decydowała się przyjąć na siebie te obowiązki, a więc w czasie, gdy rozpoczynała aplikację adwokacką. Czyli upraszczając i troszkę radykalizując, można by było sprowadzić to uzasadnienie do stwierdzenia: „wielu ludzi nie stać na to, by się uczyć na adwokata, a skoro ich nie stać, niech wybiorą inny zawód”. Niestety, takie ograniczenie powszechności i równości w dostępie do zawodów prawniczych jest, w mojej ocenie, sprzeczne z zasadami demokracji oraz art. 32 ustęp 2 Konstytucji: nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny.
Rys. Wojciech Kucia |
Mimo, że „otwarcie zawodów prawniczych” było tak naprawdę ich „uchyleniem”, spotkało się i nadal spotyka z krytyką. Na szczęście nie padają już kuriozalne zarzuty o niekompetencji prawników, których przygotowano i wyselekcjonowano bez wszechwładnej kontroli samorządów. W raporcie Komisji Europejskiej nie stwierdzono ani większej ilości postępowań dyscyplinarnych, ani obniżenia poziomu świadczonych przez prawników usług. Faktem jest natomiast obniżenie cen w tej branży. Obecnie głównym zarzutem jest przesycenie rynku powodujące bezrobocie wśród prawników. O ile duża ilość prawników (nie odbiegamy zresztą w tej kwestii od średniej unijnej) jest pozytywnym zjawiskiem, bo wymusza niskie ceny, o tyle nie można z tą ilością przesadzić. Dlatego mądrym rozwiązaniem było by przywrócenie limitu przyjęć na aplikację; nie może być on jednak ustalany przez samorządy prawnicze, ponieważ (jak pokazuje przeszłość) byłby on wykorzystywany do eliminowania konkurencji. Regulowanie podaży usług prawniczych, tak aby nie przekraczała ona popytu, powinno należeć do kompetencji Ministra Sprawiedliwości we współpracy z Ministrem Pracy – na wypadek, gdyby tym pierwszym resortem kierował ktoś pochodzący z palestry, kierujący się jej interesem. Z tą obniżką ilości aplikantów, będącą na rękę korporacjom prawniczym, powinno iść podwyższenie jakości ich kształcenia. Prawnicy co ileś lat powinni być zobligowani do bycia czyimś patronem, jednak na innych zasadach niż obecnie. Objęcie patronatem powinno być połączone z zawarciem umowy o pracę (gwarantującą przynajmniej minimalne wynagrodzenie), na czym zyskała by relacja mistrz – uczeń oraz finanse aplikantów.
Takie zamiany byłby już całkowitym otwarciem zawodów prawniczych – adwokata, radcy prawnego, notariusza czy komornika. Dopóki do tego nie dojedzie zwykłym, niemogącym liczyć na wsparcie ekonomiczne rodziny lub rodzinne koneksje w danym środowisku, obywatelom pozostaje kariera prokuratora, sędziego albo alternatywne środki dojścia do zwodu. Nauka w KSSiP, choć zdecydowanie bardziej wymagająca od pozostałych aplikacji, jest jednak faktycznie wolna od barier ekonomicznych (no może poza opłatą za egzamin wstępny), a to za sprawą stypendium, które wynosi do 3800 zł miesięcznie. Jest to swoista zapłata za sumienne przygotowanie się do służby społeczeństwu, bo w razie niepodjęcia pracy na danym stanowisku należy w całości zwrócić otrzymaną przez trzy lata kwotę. Natomiast alternatywne ścieżki dojścia do zwodów prawniczych wiążą się z pełnieniem różnych funkcji związanych z praktykowaniem prawa lub jego badaniem, dydaktyką. Posiadanie doktoratu lub określonego stażu uprawnia do przystąpienia do egzaminu zawodowego bez aplikacji. Na pewno jest to jakaś szansa dla zdolnych, ale zwykłych obywateli. A tym, którzy mimo wszystko zdecydują się zawalczyć o marzenia wprost, bez kompromisów, idąc na aplikację, życzymy powodzenia na egzaminie wstępnych. Potrzebujemy empatycznych prawników, którym nieobce są problemy zwykłych ludzi!
Szymon Wincenciak
Stowarzyszenie Demokracja w Praktyce
Komentarze
Prześlij komentarz