Obecna sytuacja w Polsce jest wyjątkowa. Mierzymy się z globalną epidemią koronawirusa, która sparaliżowała dotychczas znane nam życie. Wraz ze zmianą realiów, nastąpił też newralgiczny czas dla wszystkich obywateli Polski, czyli występujące co 5 lat wybory na prezydenta Rzeczypospolitej.
Od wielu tygodni poznajemy programy wyborcze kandydatów, wysłuchujemy ich postulatów czy uczestniczymy w wiecach, odbywających się na terenie całego kraju. Wszyscy uważnie przysłuchujemy się publicznym debatom, prowadzonym przez aspirujących na urząd prezydenta. Mieliśmy okazję poznać wiele opinii - od postulatów zapowiadających liberalizację aborcji i zalegalizowanie związków partnerskich, aż po zapowiadanie nieuchronnego Polexitu czy wprowadzenie klauzuli sumienia wśród przedsiębiorców. Dystans między poglądami był znaczący i obejmował wiele zagadnień, zarówno społecznych jak i gospodarczych. Wybory miały być wyznacznikiem nastrojów obywateli i odpowiedzą na pytanie: “Jakiej Polski chcą Polacy w 2020 roku?”.
![]() |
Rys. Pola Łęgowska |
W pierwszej turze wyborów, która odbyła się 28 czerwca 2020 roku, pełnoletni obywatele postawili krzyżyk na karcie wyborczej obok jednego z 10 nazwisk. Wynik, który zaskoczył wszystkich wyborców, to zdumiewająco wysoka frekwencja, wynosząca 64%. Wreszcie wyczekiwane efekty przyniosły głośne kampanie profrekwencyjne i akcje społeczne. Lecz co ważniejsze, dwa dni później poznaliśmy oficjalne wyniki wyborów na prezydenta, ogłoszone przez Państwową Komisję Wyborczą. Wybory nie zakończyły się na tym etapie. Do drugiej tury przeszedł kandydat Prawa i Sprawiedliwości - Andrzej Duda (43,50%) oraz Koalicji Obywatelskiej - Rafał Trzaskowski (30,46%). Z takiego podziału elektoratu możemy wyciągnąć wiele wniosków, które aż proszą się o dogłębną analizę. Można zauważyć znaczący odsetek osób, które pragną zmiany dotychczasowego reprezentanta państwa. Blisko 57% obywateli, biorących udział w pierwszej turze wyborów, zagłosowało na kandydata innego niż obecnego prezydenta Andrzej Duda. Czy to znak, że Polacy są gotowi na zmianę prezydentury i elekcję kogoś nowego? Zadecyduje o tym wynik drugiej tury wyborów, która odbędzie się 12 lipca 2020 roku. Lecz w dyskursie publicznym coraz głośniej słychać opinie, przemawiające za nową twarzą w Pałacu Prezydenckim.
Wraz z wynikami pierwszej tury wyborów, zaczęło pojawiać się wiele nieprzychylnych opinii odnośnie ich rezultatu. Znaczny odsetek wyborców pokładał swoje nadzieję w niezależnym kandydacie Szymonie Hołowni (13,87%) czy w kandydacie Konfederacji, Krzysztofie Bosaku (6,78%). Dodając także osoby popierające resztę kandydatów jak pochodzącego z partii Polskie Stronnictwo Ludowe, Władysława Kosiniaka-Kamysza (2,36%) czy reprezentującego lewicę, byłego prezydenta Słupska i europarlamentarzystę, Roberta Biedronia (2,22%), liczba wyborców znacznie się poszerza. Elektorat, który w drugiej turze wyborów będzie zmuszony podjąć decyzję o prezydencie, godząc się na pewne ustępstwa. Nie będzie to w każdym razie kandydat, który jest w stanie całkowicie wypełnić ich wizję społeczno-gospodarczą czy światopoglądową.
![]() |
Fot. Onet |
Kandydaci, po pierwszej turze wyborów, przystąpili do publikowania oficjalnych oświadczeń, gdzie wskazywali, kogo poprą w następnej turze. Jedni jasno wyrazili swoją aprobatę wobec przedstawiciela opozycji, Rafała Trzaskowskiego, inni zdecydowali się nie popierać nikogo i pozostawić dokonanie decyzji samemu wyborcy. Wszyscy zachęcają do aktywnego głosowania, co jest fundamentem tych oświadczeń. Każdy wyborca podejmujący mądrą decyzję, wybierając kandydata w drugiej turze, przyczynia się do kształtowania Polski, o której marzymy. A kluczowy nie jest tylko wybór, lecz przede wszystkim zaangażowanie i wzięcie na siebie społecznej odpowiedzialności. Podjęcie decyzji, która bywa niewygodna dla nas. Bynajmniej nowy prezydent nie wygra poparciem od swojego stałego elektoratu, lecz dzięki osobom, godzącym się na pewne ustępstwa.
Co wprowadza jednak niepokój, jest obecna w dyskusji publicznej opinia, która przemawia do sporej części niezadowolonych wyborców. Chodzi o przesłanie, że w drugiej turze musimy wybrać mniejsze zło. Nie byłby to nasz kandydat, a jego poglądy mogą wcale nie przemawiać do nas. Jaki jest sens godzenia się na jedną z dwóch opcji, którą niekoniecznie popieramy? A także jaką taki niezdecydowany wyborca ma gwarancję, że jego głos nie zostanie zlekceważony? Przecież zdecydowanie się na mniejsze zło może mieć także negatywne skutki. Wiąże się z tym wniosek, który pozwala dojść do konkluzji, że lepiej w ogóle będzie nie głosować 12 lipca. Jest z tym zbyt dużo niepotrzebnego zamieszania, a decyzja zbyt trudna do podjęcia.
![]() |
Fot. TVP |
Skupiając się na pytaniu, skąd biorą się takie opinię, należy zagłębić się w genezę ich powstania. Przede wszystkim taka decyzja, o niezagłosowaniu w drugiej turze wyborów prezydenckich, jest wygodna. Ciężko jest to przyznać, lecz aby dokładnie zrozumieć problem, trzeba patrzeć na zagadnienie przejrzyście. Niepodjęcie decyzji stawia nas w pozornie komfortowej sytuacji. Odpowiedzialność, którą mamy jako obywatel, na zasadzie demokracji pośredniej, czyli wybranie przedstawicieli reprezentujących nas na arenie ogólnokrajowej jak i międzynarodowej, zostaje z nas zrzucona. Nie idziemy do lokalu wyborczego, więc jesteśmy zwolnieni z konsekwencji, które niesie głosowanie na jednego kandydata. Umywamy ręce od późniejszych decyzji prezydenta i losów kraju. Przecież to nie my byliśmy osobami, które go popierały. Taka postawa jest niestety tylko zmistyfikowaną wizją rzeczywistości. Nie tylko nie daje nam to prawa do krytykowania tego kandydata, ponieważ nie podjęliśmy żadnej akcji przed jego elekcją, lecz także pogłębiamy niewłaściwą postawę obywatelską.
Dlaczego zrzucenie z siebie odpowiedzialności z wyboru prezydenta nie zadziała tak, jak wielu się wydaje? Ponieważ nie wyklucza nas to z doświadczenia konsekwencji, które zostaną pociągnięte wraz z wyborem prezydenta. Zetkniemy się z rzeczywistością, kiedy emocje powyborcze opadną, a my będziemy przyzwyczajać się do sytuacji w polityce. Więc pozbawiamy się swojego prawa, a prezydent i tak zostanie wybrany, niezależnie od tego czy będziemy częścią tego wyboru czy niekoniecznie. Wybory to jedna z nielicznych szans, kiedy my, jako przeciętni obywatele mamy możliwość wyrazić swoje zdanie poprzez poparcie pewnego kandydata i jego postulatów. Swoim głosem wyrażamy to, jak chcemy żeby kształtowała się rodzima scena polityczna. Lecz co ważniejsze, podejmujemy aktywną decyzje w kształtowaniu naszego kraju. Nie jesteśmy częścią biernej masy, która dostosowywuje się do wiodących nurtów i pozwalająca na decydowanie o sobie i swojej przyszłości większości społeczeństwa. Bo taka jest prawda, że decyzję podejmowane przez rząd mniej czy bardziej nas dotykają. Niezaprzeczalnie kształtują kolejne lata życia.
![]() |
Fot. Beata Zawrzel/Gazeta Wyborcza |
Przeciwieństwem takiej bierności jest przykład wyniku Szymona Hołowni, niezależnego kandydata w aktualnych wyborach prezydenckich, któremu udało zebrać się prawie 14% poparcia w pierwszej turze wyborów. Był to trzeci najwyższy wynik. Pomimo, że nie przeszedł do następnej tury, udało mu się przekonać do siebie sporą część ludzi. Lecz głos wyborców tego kandydata nie poszedł na marne. Jasno widać, że wiele tysięcy osób domaga się zmiany. Elektorat został zauważony przez innych kandydatów, polityków, obywateli. Swój sprzeciw i potrzebę nowego spojrzenia na sprawy ważne dla Polaków wyraziło 57% wyborców, których wzięło udział w wyborach 28 czerwca.
Nie oddając swojego głosu w drugiej turze wyborów, pogłębiamy także bierną postawę obywatelską, która nie powinna być kształtowana w świadomym społeczeństwie. Dajemy przykład innym, czy to bezpośrednio w swojej rodzinie czy pośrednio jako jednostka w społeczeństwie, że rozwiązaniem trudnych problemów jest bezczynność. Niewzięcie na siebie odpowiedzialności i podjęcie się trudu wyboru tej decyzji, tylko zwykła rezygnacja. Może być to oznaką większego problemu, gdzie obywatele aktywnie nie dbają o decyzje podejmowane w państwie. Czekają tylko na wygodne dla nich sprawy, a kiedy przychodzi ostateczna chwila i pójście na pewien kompromis, boją się zdecydować. Czy o takiej Polsce marzymy? Czy chcemy aby takie postawy były kreowane przez nas czy naszych bliskich? Czy bierność jest rozwiązaniem jakiegokolwiek problemu? Moim zdaniem nie. My, osoby, które kształtują obecnie Polskę, jesteśmy odpowiedzialne nie tylko przed samymi sobą, lecz także przed przyszłymi pokoleniami. O tym fakcie także trzeba pamiętać, bo tak łatwo zaplątać się myśląc o swojej efemerycznej satysfakcji.
![]() |
Rys. Fundacja im. Stefana Batorego |
Na koniec warto zaznaczyć, że musimy docenić głos wyborczy, który mamy. Nie pozwólmy, żeby zabrakło nam tej wolności dopiero wtedy, kiedy już ją stracimy. Wyciągając wnioski z historii naszego kraj, nauczmy się doceniać to, o co walczyliśmy przez wiele lat. Podejmujmy mądre decyzję, aby dążyć do ukształtowania wymarzonej Polski, gdzie każdy będzie czuł się bezpiecznie a główną wartością będzie szacunek wobec innych.
Chciałabym zachęcić wszystkich, którzy wciąż wahają się nad wzięciem udziału w wyborach 12 lipca, zróbcie to. Podejmijcie wyzwanie i dźwignijcie odpowiedzialność, która na was spoczywa. Nie bójcie się podejmować trudnych decyzji, nie zawsze będą one wygodne. Przyczyniajmy się do słusznych zmian następujących w Polsce i przeciwdziałajmy wyborczej bierności.
Pola Łęgowska
Stowarzyszenie Demokracja w Praktyce
Komentarze
Prześlij komentarz