Przejdź do głównej zawartości

3 sposoby na lepszą debatę publiczną [ZOBACZ JAK]

Dzisiaj krótko i konkretnie. Rzecz jest przecież o wyborach, a wybory to sprawa poważna. Śmiertelnie poważna. Po pierwsze, idziemy przecież do urn. Po drugie zaś, często okoliczności zmuszają nas, by głosować na mniejsze zło. Po trzecie w końcu, na naszych barkach ciążą losy całego państwa, a niewielu jest aż tak barczystych, co by się takim ciężarem nie przejęło. Zresztą nawet najbardziej doświadczeni z wyborców, przytłoczeni trudem sytuacji, musieli przed podjęciem ostatecznej decyzji oczyścić się wewnętrznie płynem dezynfekującym. Sprawa jest poważna.

Fot. TVP

Kampania prezydencka była ekspresowa, bo teoretycznie trwała zaledwie dwadzieścia dni. Kandydaci przedstawiali swoje kompleksowe programy naprawy Polski, jeżdżąc po kraju i rozmawiając ze zwyczajnymi, szarymi ludźmi w wielu różnych językach. Głosili niezwykle ambitne hasła, występowali w rzetelnych mediach i debatowali na najrówniejszych możliwych zasadach. Byli rzeczowi, charyzmatyczni, a na klatce nawet dzień dobry (bonjour) mówili. Spoty wyborcze dały nam wiele śmiechu, oferując odmianę od monotonii życia codziennego – jak wtedy, gdy oglądamy Polsat i niespodziewanie między reklamami rozpocznie się krótka przerwa na film. Przelotne, ale wspaniałe uczucie. Niestety, czas ten szybko dobiegł końca, a na końcu jeszcze każą podjąć decyzję. Tyle talentów w jednym rzędzie, jeden przystojniejszy od drugiego, obietnica za obietnicą, tamten do tańca, a ten do różańca. Na pewno znasz te poranki, gdy wszystko co widzisz obietnicą cudu jest..., śpiewa pani Nosowska, zapewne rozpływając się nad czasem kampanii wyborczej. Niestety, ten błogi czas szybko nie powróci.

W tym miejscu należy jednak powrócić, ale do nastrojów poważnych – żeby nie powiedzieć – grobowych: co zrobić, by kampania wyborcza nie była żartem z potencjalnych wyborców? Co zrobić, żebyśmy my – tj. porządni obywatele III RP – jak najdalej porządnie wypełnili swój obowiązek i wybrali tak, jak nam rozum wespół z sercem podpowiadają? Oto więc lista trzech (utopijnych, lecz nader oczywistych) pomysłów, które poprawiłyby nieco poziom debaty publicznej podczas kampanii wyborczej, a jednocześnie lepiej oddałyby nastroje panujące w społeczeństwie. 

Fot. Paweł Małecki/Agencja Gazeta

1. Debata. Prawdziwa
Telewizja Publiczna ma obowiązek zorganizowania debaty prezydenckiej z udziałem kandydatów, których komitety zostały zarejestrowane we wszystkich okręgach wyborczych – tak wynika z ustawy Kodeks wyborczy z 2011 r., zaś konkretne zasady przeprowadzenia takowej debaty przewidziane są w rozporządzeniu KRRiT. Jest to prawda powszechnie znana i w minionej kampanii mogliśmy właśnie delektować się jedynkowym show prowadzonym przez pana Adamczyka. 

Wywód nie jest o reputacji czy samym stanie mediów publicznych w Polsce, dlatego należy skupić się jedynie na formie pamiętnej debaty, która – i z prawa, i z lewa – została ostatecznie wyszydzona. Trzy pytania miały bezpośrednio uderzyć w najważniejszego kandydata opozycyjnego, zaś sama wartość poruszanych kwestii nijak miała się do najważniejszych problemów trapiących obecnie polskie państwo. To show nie wniosło niczego nowego do debaty publicznej, potwierdzając jedynie tezę o stronniczości i wyjątkowo niskim poziomie dyskusji na łamach mediów publicznych. Co więcej, minuta na odpowiedź była czasem na wyrecytowanie wyuczonej przez każdego, często uniwersalnej formułki, nie zaś na konkretną, przemyślaną odpowiedź na temat.

Jak zorganizować debatę, żeby chociaż nosiła znamiona obiektywizmu? Organizacyjnie mogłoby to być wspólne przedsięwzięcie trzech (lub więcej) największych kanałów informacyjnych w Polsce, tj. publicznej TV i jej prywatnych konkurentów. Najważniejszą kwestią wciąż są jednak pytania, zaś podstawową zasadą ich konstruowania winien być szacunek do inteligencji potencjalnego widza. Klub Jagielloński, niejako w odpowiedzi na jedynkową debatę, przygotował listę pytań, które rzeczywiście dotykają ważnych kwestii w kontekście przyszłości Polski – jak zredukować dług publiczny? Jak zwiększyć przyrost naturalny? Czy odchodzić od węgla? Czy armia UE mogłaby stać się alternatywą dla NATO?

Wartościowym byłoby wydłużenie czasu na wypowiedź, a także wprowadzenie instytucji zadawania pytań kandydatom przez innych startujących. I tak, jeżeliby prezydent ubiegał się o kolejną kadencję, zostałby zalany masą nieprzyjemnych kwestii przez swych rywali – wciąż jest to jednak głowa państwa, która winna brać odpowiedzialność za każdą swoją decyzję, przeto powinna być przygotowana na jej uzasadnienie.

"Sondaż" z głównego wydania Wiadomości 12 stycznia 2017 roku (Rys. TVP) 

2. Cisza sondażowa. 
Na pytanie, czy sondaże mają znaczenie, czy nie, odpowiedź jest oczywista: mają, mówi psycholog, pan Brzeziński: Sondaże mogą być przedmiotem manipulacji. Doładowuje się partie, które nie mają szans lub szanse mają mniejsze. To, w jaki sposób sondaże ostatecznie wpływają na wynik wyborów, nie zostało rzetelnie zbadane. A mamy wiele sondażowni, które działają na zlecenie – czy to mediów, czy samych sztabów wyborczych. Zwykli obywatele nie wiedzą przecież, w jaki dokładnie sposób i w jakich grupach społecznych takie ankiety są przeprowadzane. Nie jesteśmy świadomi, czy dany odpowiadający nie uległ jakiejś presji, wyrażając niewłaściwy mu pogląd, a także czy zleceniodawca takiego sondażu nie maczał palców w ostatecznych wynikach. Prezentacja wyników badań opinii publicznej generuje określone dziania, pisze pani Zaręba: Efektem  najczęściej  towarzyszącym  ekspozycji  danych  z  sondaży  jest  prze- noszenie  głosów  na  prowadzącego  lub  przegrywającego  w  tychże  badaniach. Profesor Winczorek dodaje: Im dane ugrupowanie jest wyżej notowane w sondażach, tym większa jest szansa, że prognoza stanie się samonapędzającym mechanizmem. Sondaże mogą więc bezpośrednio wpływać na preferencje wyborcze. Być może słyszeliśmy już opinię, jakoby dany kandydat nie miał szans, więc po co w ogóle na niego głosować?

Cisza sondażowa nie jest bynajmniej moim wymysłem. Takie rozwiązanie funkcjonuje w innych państwach – w Luksemburgu (30 dni) czy we Włoszech (15 dni). Oczyszczenie umysłu na kilka dni przed dokonaniem ostatecznego wyboru byłoby czymś nowatorskim w naszym systemie. Może przestalibyśmy więc automatycznie głosować na mniejsze zło?

Rys. Twitter /MSWiA.GOV.PL

3. Powszechniejsze głosowanie.
Na świecie istnieje kilka form aktywnego mobilizowania obywateli do udziału w wyborach. Gdzieniegdzie głosowanie jest zwyczajnie obowiązkowe (za brak wizyty w lokalu wyborczym grozi nam kara pieniężna), gdzie indziej władze gminy o najwyższej frekwencji dostają wóz strażacki. Przede wszystkim należy rozwinąć sposoby uczestniczenia w wyborach – opcjonalne głosowanie korespondencyjne bądź internetowe, dostępne dla wszystkich, zwiększyłoby możliwości partycypacyjne społeczeństwa. Stosowanie przymusu wyborczego jest już narzędziem radykalnym, który napotkałby w Polsce na zdecydowany opór, jednakże praktyka pokazuje, że przynosi najlepsze owoce. Dlatego tak ważne jest uświadamianie młodzieży w szkołach (także z pomocą organizacji pozarządowych czy mediów) o sile demokracji, o obowiązkach obywatelskich, o szansach, jakie daje nam kartka papieru i długopis. Jak stwierdza pani Giza-Poleszczuk, dla ustanowienia autentycznej debaty publicznej w kraju potrzebne jest częściowe przynajmniej skoordynowanie prowadzonych w Polsce tysięcy akcji i inicjatyw nastawionych na edukację obywatelską oraz budowanie postaw obywatelskich. Potrzeba też pewnej świadomości, że prawny obowiązek partycypacji w wyborach stanowiłby również impuls dla kandydatów, by uwzględnić postulaty wielu grup społecznych – by nie skupiać się na konkretnym, stałym elektoracie, odwołując się jedynie do sprawdzonych już haseł.

Kończąc już (i nawiasem pisząc), wypada zmobilizować się, nasze rodziny, znajomych, somsia sąsiadów, byśmy jako społeczeństwo obywatelskie zagłosowali za tym, co nam serce z rozumem podpowiadają; byśmy wypełnili swój obowiązek i nikt nas później nie straszył mandatami. Pokażmy, czym jest demokracja w praktyce i rozwijajmy „kulturę debaty”, zakopmy zaś „kulturę narzekania” i zmniejszmy dystans do tych, którzy nami rządzą. Młodzieżowo i po obcokrajowemu (co ostatnio w modzie) zakończę więc: Express yourself.

Mateusz Wojtowicz
Stowarzyszenie Demokracja w Praktyce

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sąd sądem...

„Sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie” powiedziała Leonia Pawlak do swojego syna jadącego na rozprawę sądową równocześnie podając mu granat. Ta scena z kultowego filmu „Sami swoi” nie straciła nic ze swej aktualności. Oczywiście w rozumieniu samego podejścia do kwestii prawa i poczucia sprawiedliwości (bo zapasy drugowojennych granatów stety/niestety szybko się skończyły; ewentualnie czekają na jakiś napad mafii jak w Wilkowyjach). Świadczy o tym współczesne powiedzonko „zasady są po to, aby je łamać”. Już na pierwszy rzut oka widać, że świadomość i kultura prawna w naszym społeczeństwie nie jest powalająca. I choć mamy na to, moim zdaniem, przekonujące wytłumaczenie, którym jest doświadczanie przez dwieście lat (jak nie zabory, to dwa totalitaryzmy i dwa autorytaryzmy) prawa, które w głównej mierze tworzone było przeciw ludziom, to jednak pasowałoby coś z tą świadomością i kulturą prawną Polaków zrobić. Fot. Kadr z filmu "Sami swoi" (1967), reż. Sylwester C

Dziennikarstwo obywatelskie - czy uratuje polskie media? [PODCAST zdezINFORMOWANI]

O dziennikarstwie obywatelskim w praktyce razem z zespołem zdezINFORMOWANI miał okazję porozmawiać członek naszego Stowarzyszenia Łukasz Trzaska. W wywiadzie możecie znaleźć odpowiedzi na pytanie czym tak właściwie jest taki rodzaj dziennikarstwa, kto może się nim zajmować i czy może ono zapobiegać dezinformacji. Dziękujemy za rozmowę i zapraszamy do wysłuchania podcastu (na YT lub w serwisie Spotify ). A jeśli chcecie dowiedzieć się więcej na temat m.in. medialnych manipulacji, fact-checkingu oraz szukania wiarygodnych źródeł informacji serdecznie zachęcamy do sprawdzenia strony https://zdezinformowani.com/ , a także do śledzenia zdezINFORMOWANYCH w mediach społecznościowych . Rys. zdezINFORMOWANI Łukasz Trzaska Stowarzyszenie Demokracja w Praktyce

„Panie Areczku, pan jest za młody na umowę..."

Młode osoby są szczególnie narażone na oszustwa ze strony pracodawców. Co jest tego przyczyn ą , dlaczego młodzi na tym tracą i jak się przed tym przestrzec? W liceum, technikum czy szkole branżowej osoby uczące się, często podejmują pracę nie tylko w wakacje, ale także w roku szkolnym. Młodzi i niedoświadczeni pracownicy stanowią łakomy kąsek dla wszelkiej maści oszustów. Przedstawmy pokrótce kilku z nich. Fot. Facebook/Panie Areczku - memy o pracy Na rekrutera Załóżmy, że dana osoba szuka pracy w internecie na różnych portalach. Przeglądając setki ofert, trafia nagle na tę idealną. Dogodne warunki, wspaniała płaca i tylko kilka dokumentów –  niewiele kroków do spełnienia. S ytuacja komplikuje się w momencie wysłania swoje go CV na podany adres mailowy. Wtedy, po krótkim czasie przychodzi wiadomość od nie byle kogo nadawcą jest międzynarodowa firm a, która chce nas zatrudnić . Z radością wypełniamy zgłoszenie. Ale zaraz. Przecież w tamtej wiadomości nie było nawet loga firmy