Przejdź do głównej zawartości

Matura w czasach zarazy

„Obyś żył w ciekawych czasach” – brzmi znane chińskie przekleństwo. Nie wiem czy za często kogoś tam ostatnio wyzywali czy nie, ale chyba im się spełniło. Bo czasy są nad wyraz … interesujące. Póki co rok 2020 niestrudzenie stara się zawalczyć o miano najgorszego roku w historii. I trudno nawet powiedzieć dlaczego. Może w ubiegłego Sylwestra potłukło się wyjątkowo dużo luster, a populacja czarnych kotów przebiegających drogę zanadto się zwiększyła? Może to jakieś zaległe plagi egipskie dopisane do Biblii drobnym druczkiem? A może, tak jak mówią niektórzy – zbyt dobra gra Liverpoolu rąbnęła jakiś błąd w matrixie i czasoprzestrzeń nam się załamała? Faktem jest, że ledwo uniknęliśmy wojny atomowej, a już mamy na karku pandemię. Paraliż wszystkiego jest niemal kompletny. Zamknięte kina, muzea i teatry. Odwołane wydarzenia masowe i zawieszone rozgrywki sportowe. Puste półki w sklepach i brak papieru toaletowego. Niedziałające przedszkola, szkoły i uczelnie wyższe. Sytuacja absolutnie bez precedensu. Chociaż nie. W sumie jeśli chodzi o polskich uczniów i zamkniecie szkół to oni są już chyba do tego przyzwyczajeni. W końcu rok temu spotkało ich niemal dokładnie to samo. 

Rys. Wojciech Kucia

Tak się jakoś dziwnie składa, że nasz system edukacji w okolicach marca i kwietnia (a wiec tuż przed maturą) lubi sobie w ostatnich latach zrobić małą przerwę w działaniu. Rok temu niemal cały kwiecień strajkowali nauczyciele, a teraz przymusowe ferie w marcu zafundował uczniom koronawirus. „Jak nie urok to sraczka” – aż chcieliby pewnie powiedzieć polscy maturzyści, ale nie powiedzą bo są kulturalni i dobrze wychowani. Chociaż niepewność, czy majowe egzaminy w ogóle się odbędą - na pewno w byciu miłym nie pomaga. Innym uczniom też niespecjalnie do śmiechu, bo ewentualna perspektywa odrabiania zajęć w wakacje nie jest jakoś szczególnie pociągająca. Ale tu pojawia się opcja ostateczna, przez lata sukcesywnie w naszym kraju olewana. Aby zapewnić ciągłość edukacyjną ministerstwo edukacji rekomenduje zdalne nauczanie. Wideoczaty, grupy na Facebooku i konwersacje grupowe. Platformy do e-learningu, takie jak uczelniany Pegaz. E-podręczniki, nagrywane lekcje, tablice online. Możliwości jest mnóstwo. Szkoda tylko, że do takiego zdalnego nauczania jesteśmy na razie średnio nieprzygotowani. Nauczyciele zwracają uwagę na problem ze sprzętem. Nie każdy posiada odpowiedni w domu, a w samych placówkach oświatowych też nie jest z tym kolorowo. Ponad połowa szkolnych komputerów ma więcej niż pięć lat, a wiele nawet więcej niż 10 lat - wynika z danych, które szkoły wpisały do Systemu Informacji Oświatowej pod koniec 2018 roku. Dorzućmy do tego fakt, że według danych GUS-u z 2019 roku tylko 84% gospodarstw domowych w Polsce ma dostęp do Internetu, a jego prędkość (szczególnie na wsiach) często pozostawia wiele do życzenia. Nie ma się też co oszukiwać - wymaganie prowadzenia zajęć on-line od nauczycieli nie mających wcześniej szerszego kontaktu z technologią może okazać się lekko naiwne i karkołomne. Stary uniwersytecki dowcip o umiejętności obsługi rzutnika odwrotnie proporcjonalnej do wysokości stopnia naukowego ma w sobie niestety na pewno jakieś ziarno prawdy. 

Rys. Wojciech Kucia

Ale cokolwiek tutaj nie powiemy, nauczanie zdalne to tak naprawdę wyzwanie nie dla szkól i nauczycieli, ale dla samych uczniów. Wielokrotnie można przecież było spotkać się z głosami, że szkoła nie jest do niczego potrzebna, że znacznie lepiej byłoby uczyć się w domu. Uczniowie, którzy tyle mówili o swojej niechęci do przesiadywania w „budzie” teraz mają okazję coś udowodnić. Bo wszystko zależy od ich własnego samozaparcia i odpowiedzialności. Możliwości wywarcia presji i przymuszenia ucznia do nauki podczas e-learningu są bardzo ograniczone. Tu nie ma już nauczyciela warczącego nad uchem i grożącego kartkówką. Na ile samemu zmotywujemy się do pracy, tyle się nauczymy. Koronawirus przyszykował dla uczniów prawdziwą próbę charakteru. I przy okazji otworzył dyskusję na temat zdalnego nauczania w polskim szkolnictwie. Zabawne, że gdyby nie to - różnego rodzaju lekcje online zapewne dalej kurzyłyby się w szufladzie pomysłów zbyt hipsterskich i dziwnych do wdrożenia w Polsce. A tak z musu jest sposobność je przetestować. Pandemia - okazją do reformy szkolnictwa. To się już chyba nazywa ironia losu. I tylko tych biednych maturzystów żal, bo kolejny rocznik – a koszmar wciąż ten sam. Ale historia lubi się powtarzać - ktoś ostatnio powiedział, że znów żyjemy w średniowieczu – mamy dwóch papieży i zarazę. Maturowe déjà vu też na pewno tak można wytłumaczyć. Oby tylko nie nowym pokoleniem Kolumbów.

Rys. Ministerstwo Zdrowia

A już tak całkiem poważnie – historia oprócz tego, że czasem się powtarza, pozwala także uczyć się na błędach. Dlatego poważny apel: koronawirus to nie żarty. Zachowajmy rozwagę, dbajmy o higienę i przede wszystkim zostańmy w domach. Tyle naprawdę wystarczy.

Łukasz Trzaska
Stowarzyszenie Demokracja w Praktyce

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Panie Areczku, pan jest za młody na umowę..."

Młode osoby są szczególnie narażone na oszustwa ze strony pracodawców. Co jest tego przyczyn ą , dlaczego młodzi na tym tracą i jak się przed tym przestrzec? W liceum, technikum czy szkole branżowej osoby uczące się, często podejmują pracę nie tylko w wakacje, ale także w roku szkolnym. Młodzi i niedoświadczeni pracownicy stanowią łakomy kąsek dla wszelkiej maści oszustów. Przedstawmy pokrótce kilku z nich. Fot. Facebook/Panie Areczku - memy o pracy Na rekrutera Załóżmy, że dana osoba szuka pracy w internecie na różnych portalach. Przeglądając setki ofert, trafia nagle na tę idealną. Dogodne warunki, wspaniała płaca i tylko kilka dokumentów –  niewiele kroków do spełnienia. S ytuacja komplikuje się w momencie wysłania swoje go CV na podany adres mailowy. Wtedy, po krótkim czasie przychodzi wiadomość od nie byle kogo nadawcą jest międzynarodowa firm a, która chce nas zatrudnić . Z radością wypełniamy zgłoszenie. Ale zaraz. Przecież w tamtej wiadomości nie było nawet loga firmy

Sąd sądem...

„Sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie” powiedziała Leonia Pawlak do swojego syna jadącego na rozprawę sądową równocześnie podając mu granat. Ta scena z kultowego filmu „Sami swoi” nie straciła nic ze swej aktualności. Oczywiście w rozumieniu samego podejścia do kwestii prawa i poczucia sprawiedliwości (bo zapasy drugowojennych granatów stety/niestety szybko się skończyły; ewentualnie czekają na jakiś napad mafii jak w Wilkowyjach). Świadczy o tym współczesne powiedzonko „zasady są po to, aby je łamać”. Już na pierwszy rzut oka widać, że świadomość i kultura prawna w naszym społeczeństwie nie jest powalająca. I choć mamy na to, moim zdaniem, przekonujące wytłumaczenie, którym jest doświadczanie przez dwieście lat (jak nie zabory, to dwa totalitaryzmy i dwa autorytaryzmy) prawa, które w głównej mierze tworzone było przeciw ludziom, to jednak pasowałoby coś z tą świadomością i kulturą prawną Polaków zrobić. Fot. Kadr z filmu "Sami swoi" (1967), reż. Sylwester C

Dziennikarstwo obywatelskie - czy uratuje polskie media? [PODCAST zdezINFORMOWANI]

O dziennikarstwie obywatelskim w praktyce razem z zespołem zdezINFORMOWANI miał okazję porozmawiać członek naszego Stowarzyszenia Łukasz Trzaska. W wywiadzie możecie znaleźć odpowiedzi na pytanie czym tak właściwie jest taki rodzaj dziennikarstwa, kto może się nim zajmować i czy może ono zapobiegać dezinformacji. Dziękujemy za rozmowę i zapraszamy do wysłuchania podcastu (na YT lub w serwisie Spotify ). A jeśli chcecie dowiedzieć się więcej na temat m.in. medialnych manipulacji, fact-checkingu oraz szukania wiarygodnych źródeł informacji serdecznie zachęcamy do sprawdzenia strony https://zdezinformowani.com/ , a także do śledzenia zdezINFORMOWANYCH w mediach społecznościowych . Rys. zdezINFORMOWANI Łukasz Trzaska Stowarzyszenie Demokracja w Praktyce