Przejdź do głównej zawartości

Imię róży

Czymże jest nazwa? To co zwiemy różą pod inną nazwą również by pachniało. Tak w sztuce Szekspira Julia Kapulet przytomnie zauważa, że przyjmowane przez ludzi nazewnictwo może być w gruncie rzeczy kompletnie bez znaczenia. Dla niektórych jednak róża pod inną nazwą potrafi pachnieć już zupełnie inaczej. A czasem nawet i cuchnąć. Nie tak dawno głośno zrobiło się o sprawie 39-letniego Szweda Davida Linda, któremu rodzimy urząd stanu cywilnego odmówił zmiany imienia na Tottenham. Rozgoryczenie Szweda było tym większe, że kilka innych osób dostało wcześniej zgodę na używanie imienia Arsenal – na cześć innego londyńskiego klubu piłkarskiego. Poinformowano mnie – opowiadał Lind – że Tottenham nie ma nic wspólnego ze szwedzką kulturą i językiem, więc nie może być imieniem. A przecież w Szwecji jest wielu ludzi, którzy nazywają się dziwnie. Ktoś ma nawet na imię “Ziemniak”. Wygląda na to, że urzędnicy kibicują po prostu odwiecznemu rywalowi mojego klubu. Jak zakończyła się ta sprawa tego ostatecznie nie wiemy. Na razie dzielny szwedzki fan londyńskich „Kogutów” zapowiedział, że będzie dochodził swoich praw w sądzie.

(ryc. Sir Frank Dicksee)

Ciekawe natomiast jak byłoby z tym u nas. Gdyby kibice Piasta Gliwice albo Lecha Poznań zechcieli nazwać swoje pociechy na cześć ulubionych klubów to raczej nie mieli by z tym problemu. Trochę gorzej mogłoby być już na przykład ze Śląskiem Wrocław, czy Wartą Poznań, bo według wytycznych Rady Języka Polskiego przy nadawaniu imion należy unikać słów pochodzących od nazw geograficznych. Nie mówiąc już o takich klubach jak Bruk-Bet Termalica Nieciecza, gdzie oba człony w nazwie pochodzą od prywatnych sponsorów drużyny. I niby nadawanie imion nawiązujących do komercyjnych marek nie jest u nas jakoś jednoznacznie zakazane, ale chyba mało kto pragnąłby mieć imię przywodzące na myśl beton lub kostkę brukową. Zwłaszcza jeśli zamiast tego możemy kojarzyć się na przykład z prestiżowym samochodem. Dajmy na to Mercedesem. I w tym akurat przypadku mamy do tego pełne prawo, bo pierwotnie Mercedes było po prostu najzwyczajniejszym w świecie, dość pospolitym imieniem właśnie. Dopiero na początku XX wieku jeden z włodarzy samochodowego koncernu postanowił ochrzcić nowy model wypuszczanego na rynek auta imieniem swojej córki i tak już zostało. Nazwa marki samochodu przylgnęła do imienia i mocno wypaczyła jego wcześniejsze postrzeganie, sprawiając, że słowo Mercedes kojarzymy już teraz niemal wyłącznie z motoryzacją. Oto jak działa siła marki.

(fot. Shutterstock)

To trochę tak jak z żyletkami na które mówi się u nas na wzór spolszczonej nazwy firmy Gillette; albo jak z wazeliną, której nazwa pochodzi od produkującego ją kiedyś przedsiębiorstwa Vaseline. Komercyjny brand potrafi więc wpływać nie tylko na klientów ale i na język. I takie zjawisko posiada nawet swój fachowy termin, jakim jest „pospolicenie nazw marketingowych”. Ponieważ pospolitość nie jest jednak rzeczą pożądaną przy nadawaniu imion to swojego dziecka per Żyletką, czy Wazeliną nie przezwiemy, bo Rada Języka Polskiego odradza wybierania imion pochodzących od nazw pospolitych. Odpada więc u nas niestety też Ziemniak, Burak, czy Toster. Ale Mercedes to przecież w założeniu zwykłe imię (tyle, że zagraniczne i żeńskie) więc czy w takim wypadku można by w ten sposób w Polsce nazwać dziewczynkę? Kiedyś byłby z tym problem. Teraz raczej nie będzie. Wszystko dlatego, że w 2015 roku weszły w życie przepisy, które zezwalają na nadawanie imion obcego pochodzenia nawet dzieciom rodziców którzy oboje posiadają obywatelstwo polskie. Oczywiście, ponieważ nie istnieje jakiś ogólnie przyjęty urzędowy wykaz „atestowanych” i dopuszczonych do użytku imion, akceptacja proponowanego miana to wciąż indywidualna decyzja właściwego nam kierownika urzędu stanu cywilnego. I taki kierownik może odmówić nadania imienia jeśli jest ono ośmieszające, nieprzyzwoite, lub zdrobniałe. Nie ma więc mowy o żadnych Mariuszkach, Pawełkach, czy Karolinkach. Nie będzie nam też dane wołać na dziecko Belzebub, ani Kurtyzana. Ponadto zgodnie z prawem o aktach stanu cywilnego nie możemy także przypisać swojej pociesze więcej niż dwóch imion. Co ciekawe, imię nie musi za to wprost gramatycznie wskazywać na płeć dziecka. Wystarczy tylko, że będzie w powszechnym znaczeniu przypisane do danej płci. Czyli mówiąc po ludzku - żeńskie imię niekoniecznie musi kończyć się na samogłosce, a męskie na spółgłosce – mamy przecież panią Miriam, pana Barnabę i …no właśnie panią Mercedes. Czyli Mercedes pasuje tu jak ulał i jest w pełni „legalne”. I rzeczywiście według statystyk Ministerstwa Cyfryzacji w 2017 roku, w Polsce na świat przyszły cztery dziewczynki o właśnie takim, motoryzacyjnym (czy może raczej maryjnym, bo literalnie Mercedes znaczy z hiszpańskiego łaski pełna) imieniu.

(ryc. mataja.pl)

A jak już przy takich statystykach jesteśmy to rzućmy szybko okiem na koniec jakie imiona cieszą się u nas ostatnio największą popularnością. Tak więc wśród pań w ubiegłym roku królowały kolejno Zuzanny, Julie i Maje (każde z tych imion nadano ponad 8 tysięcy razy), natomiast wśród panów najwięcej powitaliśmy małych Antonich, Jakubów i Janów. Oprócz tego, co bardziej kreatywni rodzice ochrzcili swoje pociechy mianem Samsona, Mustafy, Teodozji i Żakliny. Wszystkiego najlepszego mogliśmy życzyć też nowo narodzonym Świętosławom i Gniewoszom, a także Esmeraldzie i Ofelii. Miejmy nadzieje, że katuszy tej ostatniej nie spowoduje ani nieszczęśliwa miłość, ani niezdolny do czynu książę Danii, ani tym bardziej … ekstrawaganckie imię. Co prawda róża pod inną nazwą zapewne faktycznie „również by pachniała” i ostatecznie całe to nazewnictwo to tylko „słowa, słowa, słowa”. Ale przecież i słowa potrafią ranić. Niefortunne imię także. Bo nie ma róży bez kolców.

(fot. Miramax Films)

Nie bez powodu we „Wściekłych Psach” Tarantino, grany przez Tima Rotha Mr. Pink piekli się na nadaną mu przez szefa gangu „różową” ksywkę, a Mr. Brown żali się, że brązowy kolor kojarzy mu się wyłącznie z fekaliami. Wbrew temu co twierdzi Julia imię ma może jednak jakieś znaczenie. Pamiętajmy o tym gdy przyjdzie nam kiedyś do głowy zbytnio popuścić wodze nazewniczej fantazji.

Łukasz Trzaska
Stowarzyszenie Demokracja w Praktyce

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Panie Areczku, pan jest za młody na umowę..."

Młode osoby są szczególnie narażone na oszustwa ze strony pracodawców. Co jest tego przyczyn ą , dlaczego młodzi na tym tracą i jak się przed tym przestrzec? W liceum, technikum czy szkole branżowej osoby uczące się, często podejmują pracę nie tylko w wakacje, ale także w roku szkolnym. Młodzi i niedoświadczeni pracownicy stanowią łakomy kąsek dla wszelkiej maści oszustów. Przedstawmy pokrótce kilku z nich. Fot. Facebook/Panie Areczku - memy o pracy Na rekrutera Załóżmy, że dana osoba szuka pracy w internecie na różnych portalach. Przeglądając setki ofert, trafia nagle na tę idealną. Dogodne warunki, wspaniała płaca i tylko kilka dokumentów –  niewiele kroków do spełnienia. S ytuacja komplikuje się w momencie wysłania swoje go CV na podany adres mailowy. Wtedy, po krótkim czasie przychodzi wiadomość od nie byle kogo nadawcą jest międzynarodowa firm a, która chce nas zatrudnić . Z radością wypełniamy zgłoszenie. Ale zaraz. Przecież w tamtej wiadomości nie było nawet loga firmy

Sąd sądem...

„Sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie” powiedziała Leonia Pawlak do swojego syna jadącego na rozprawę sądową równocześnie podając mu granat. Ta scena z kultowego filmu „Sami swoi” nie straciła nic ze swej aktualności. Oczywiście w rozumieniu samego podejścia do kwestii prawa i poczucia sprawiedliwości (bo zapasy drugowojennych granatów stety/niestety szybko się skończyły; ewentualnie czekają na jakiś napad mafii jak w Wilkowyjach). Świadczy o tym współczesne powiedzonko „zasady są po to, aby je łamać”. Już na pierwszy rzut oka widać, że świadomość i kultura prawna w naszym społeczeństwie nie jest powalająca. I choć mamy na to, moim zdaniem, przekonujące wytłumaczenie, którym jest doświadczanie przez dwieście lat (jak nie zabory, to dwa totalitaryzmy i dwa autorytaryzmy) prawa, które w głównej mierze tworzone było przeciw ludziom, to jednak pasowałoby coś z tą świadomością i kulturą prawną Polaków zrobić. Fot. Kadr z filmu "Sami swoi" (1967), reż. Sylwester C

Dziennikarstwo obywatelskie - czy uratuje polskie media? [PODCAST zdezINFORMOWANI]

O dziennikarstwie obywatelskim w praktyce razem z zespołem zdezINFORMOWANI miał okazję porozmawiać członek naszego Stowarzyszenia Łukasz Trzaska. W wywiadzie możecie znaleźć odpowiedzi na pytanie czym tak właściwie jest taki rodzaj dziennikarstwa, kto może się nim zajmować i czy może ono zapobiegać dezinformacji. Dziękujemy za rozmowę i zapraszamy do wysłuchania podcastu (na YT lub w serwisie Spotify ). A jeśli chcecie dowiedzieć się więcej na temat m.in. medialnych manipulacji, fact-checkingu oraz szukania wiarygodnych źródeł informacji serdecznie zachęcamy do sprawdzenia strony https://zdezinformowani.com/ , a także do śledzenia zdezINFORMOWANYCH w mediach społecznościowych . Rys. zdezINFORMOWANI Łukasz Trzaska Stowarzyszenie Demokracja w Praktyce