Przejdź do głównej zawartości

Niebo wali nam się na głowy - czyli ostrzeżenia troskliwego Alertu

Jeżeli kiedyś w życiu by mi się nie poszczęściło i musiałbym zarabiać na chleb jako jasnowidz to moim pierwszym stwierdzeniem obok „pokaż mi swój dowód, a powiem Ci jak się nazywasz” byłoby „wiem od kogo niedawno dostałeś SMS-a”. I wbrew pozorom wcale nie musiałbym zaglądać wcześniej nikomu w telefon. Tak się po prostu składa, że w książce adresowej każdego Polaka jest taki jeden wspólny nadawca, który regularnie wysyła nam wszystkim wiadomości. Mowa oczywiście o tajemniczym „Alercie RCB”. 

(rys. Rządowe Centrum Bezpieczeństwa)

Jeśli niektórzy z Was zastanawiali się kiedyś kim jest ten gagatek, czego od Was chce, a przede wszystkim skąd ma Wasz numer to uspokajam: to tylko Rządowe Centrum Bezpieczeństwa. Tak właśnie rozwija się bowiem zagadkowy skrót RCB, a słynne alerty to nic innego jak nowy system SMS-owego powiadamiania ludności o zagrożeniach. Większości z nas kojarzy się on przede wszystkim z ostrzeżeniami pogodowymi o bardzo silnym wietrze, jednak troskliwy alert w razie potrzeby poinformuje nas również miedzy innymi o pożarach, skażeniach radiacyjnych, epidemiach, a nawet zamachach terrorystycznych – słowem zawsze wtedy gdy występuje duże ryzyko zagrożenia zdrowia lub życia na znaczącym obszarze. A jak to wszystko właściwie działa? Może po kolei. Pod samym alertem podpisuje się wspomniane już Rządowe Centrum Bezpieczeństwa. To właśnie ono niestrudzenie - 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu monitoruje sytuację i w razie potrzeby uruchamia Alert. Robi to na podstawie informacji o potencjalnych zagrożeniach otrzymywanych od służb oraz urzędów i instytucji centralnych. Na przykład w przypadku dobrze znanych alertów burzowych wszystko zaczyna się od prognozy pogody Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Taka informacja trafia do właściwego urzędu wojewódzkiego, a ten po konsultacji z IMGW przekazuje ją do Rządowego Centrum Bezpieczeństwa. Jeżeli RCB zdecyduje się uruchomić Alert nie ono wysyła nam jednak SMS-y. RCB nie ma żadnego dostępu do naszych danych osobowych, a co za tym idzie – nie zna i nie ma prawa znać naszych numerów telefonów. W jaki więc sposób te SMS-y do nas docierają? Otóż, tak naprawdę wiadomość z ostrzeżeniem jest do nas przekazywana bezpośrednio przez naszego operatora telefonii komórkowej. Dzieje się tak dzięki ustawie o zarządzaniu kryzysowym, która nakłada na wszystkich operatorów obowiązek niezwłocznego wysłania komunikatu do wszystkich użytkowników na terenie wskazanym przez dyrektora Rządowego Centrum Bezpieczeństwa.

(rys. Rządowe Centrum Bezpieczeństwa) 

Jak łatwo się więc domyślić alert RCB otrzyma po prostu każdy abonent dowolnej sieci komórkowej. Nie trzeba za niego płacić, ani nigdzie się rejestrować. Nie ma także potrzeby być podłączonym do Internetu, ani pobierać dedykowanych aplikacji. Jeżeli tylko mamy włączony telefon (jakikolwiek, nie tylko smartfona) w zasiągu sieci komórkowej i znajdujemy się na obszarze zagrożenia to dostaniemy wiadomość z przestrogą. Ba, Alert RCB mogą otrzymać również obcokrajowcy, z zagranicznymi kartami SIM w telefonach, którzy przebywają w Polsce. W przypadku zagrożenia dostaną oni ostrzeżenie w języku angielskim. A co konkretnie może znaleźć się takiej wiadomości? To rzecz jasna każdy może sprawdzić sam w swoim telefonie, ja powiem tylko tyle, ze z formalnego punktu widzenia Alert RCB to SMS, składający się maksymalnie ze 160 znaków. Aby zawierał wszystkie najważniejsze informacje zrezygnowano w nim z polskich znaków. Najmniejszym obszarem na który można go wysłać jest powiat. Oprócz ostrzeżenia o nadchodzącym niebezpieczeństwie zawiera on również zalecania co w danej sytuacji należy zrobić, jak choćby „unikaj otwartych przestrzeni”, czy „jeśli możesz zostań w domu”. The future is now, old man – aż chciałoby się rzec. Choć oczywiście ktoś może powiedzieć, że żadna to rewolucja bo Alert RCB nie jest jedynym systemem ostrzegania w naszym kraju. Kilka lat temu z inicjatywy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji powstała przecież na przykład usługa zwana „Regionalnym Systemem Ostrzegania”. Szkopuł jednak w tym, że do działania potrzebowała ona specjalnej aplikacji. W przypadku RCB, który wymaga jedynie posiadania komórki takiego problemu nie ma.

Macie już sarkofag? (rys. Internet)

Biorąc pod uwagę, że według danych CBOS-u z telefonów mobilnych korzysta obecnie aż 92% mieszkańców naszego kraju to Alert RCB może skutecznie docierać do niemal wszystkich ludzi w Polsce. Takiego zasięgu nie ma żaden inny funkcjonujący u nas system ostrzegania. Inna sprawa, że tak naprawdę nie mamy żadnej możliwość by z Alertu RCB zrezygnować, czy się wypisać. Jeżeli ktoś nie życzy sobie otrzymywać wiadomości z przestrogą to … nic z tym nie zrobi. Bo kochany Alert przypomni się nam zawsze, bez względu na to czy tego chcemy, czy nie. Ale czy to faktycznie aż tak źle? Mi osobiście miło jest zasypiać w przeświadczeniu, że ktoś tam gdzieś się o mnie troszczy. Nawet jeśli ta troska wyraża się w pytaniu „czy masz już sarkofag” i w komunikacie, że „niebo wali nam się na głowy”.

Łukasz Trzaska
Stowarzyszenie Demokracja w Praktyce

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Panie Areczku, pan jest za młody na umowę..."

Młode osoby są szczególnie narażone na oszustwa ze strony pracodawców. Co jest tego przyczyn ą , dlaczego młodzi na tym tracą i jak się przed tym przestrzec? W liceum, technikum czy szkole branżowej osoby uczące się, często podejmują pracę nie tylko w wakacje, ale także w roku szkolnym. Młodzi i niedoświadczeni pracownicy stanowią łakomy kąsek dla wszelkiej maści oszustów. Przedstawmy pokrótce kilku z nich. Fot. Facebook/Panie Areczku - memy o pracy Na rekrutera Załóżmy, że dana osoba szuka pracy w internecie na różnych portalach. Przeglądając setki ofert, trafia nagle na tę idealną. Dogodne warunki, wspaniała płaca i tylko kilka dokumentów –  niewiele kroków do spełnienia. S ytuacja komplikuje się w momencie wysłania swoje go CV na podany adres mailowy. Wtedy, po krótkim czasie przychodzi wiadomość od nie byle kogo nadawcą jest międzynarodowa firm a, która chce nas zatrudnić . Z radością wypełniamy zgłoszenie. Ale zaraz. Przecież w tamtej wiadomości nie było nawet loga firmy

Sąd sądem...

„Sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie” powiedziała Leonia Pawlak do swojego syna jadącego na rozprawę sądową równocześnie podając mu granat. Ta scena z kultowego filmu „Sami swoi” nie straciła nic ze swej aktualności. Oczywiście w rozumieniu samego podejścia do kwestii prawa i poczucia sprawiedliwości (bo zapasy drugowojennych granatów stety/niestety szybko się skończyły; ewentualnie czekają na jakiś napad mafii jak w Wilkowyjach). Świadczy o tym współczesne powiedzonko „zasady są po to, aby je łamać”. Już na pierwszy rzut oka widać, że świadomość i kultura prawna w naszym społeczeństwie nie jest powalająca. I choć mamy na to, moim zdaniem, przekonujące wytłumaczenie, którym jest doświadczanie przez dwieście lat (jak nie zabory, to dwa totalitaryzmy i dwa autorytaryzmy) prawa, które w głównej mierze tworzone było przeciw ludziom, to jednak pasowałoby coś z tą świadomością i kulturą prawną Polaków zrobić. Fot. Kadr z filmu "Sami swoi" (1967), reż. Sylwester C

Dziennikarstwo obywatelskie - czy uratuje polskie media? [PODCAST zdezINFORMOWANI]

O dziennikarstwie obywatelskim w praktyce razem z zespołem zdezINFORMOWANI miał okazję porozmawiać członek naszego Stowarzyszenia Łukasz Trzaska. W wywiadzie możecie znaleźć odpowiedzi na pytanie czym tak właściwie jest taki rodzaj dziennikarstwa, kto może się nim zajmować i czy może ono zapobiegać dezinformacji. Dziękujemy za rozmowę i zapraszamy do wysłuchania podcastu (na YT lub w serwisie Spotify ). A jeśli chcecie dowiedzieć się więcej na temat m.in. medialnych manipulacji, fact-checkingu oraz szukania wiarygodnych źródeł informacji serdecznie zachęcamy do sprawdzenia strony https://zdezinformowani.com/ , a także do śledzenia zdezINFORMOWANYCH w mediach społecznościowych . Rys. zdezINFORMOWANI Łukasz Trzaska Stowarzyszenie Demokracja w Praktyce