Przejdź do głównej zawartości

Kryzysowa narzeczona

Powiedzieć, że Polacy są podzielonym narodem to nic nie powiedzieć. Ale nawet my czasem potrafimy się zjednoczyć. Rzecz jasna głównie wtedy gdy dzieje się coś złego. Katastrofa w Smoleńsku, czy niedawny zamach na prezydenta Adamowicza pokazały to aż nader dobitnie. Dość powiedzieć, że śmierć Jana Pawła II na chwilę połączyła nawet zwaśnionych kibiców Wisły i Cracovii. No właśnie – kibiców. Gdyby każdy z nas angażował się w sprawy państwa i społeczeństwa tak mocno jak kibice w wspieranie swoich ukochanych drużyn, nasz kraj byłby zapewne zupełnie innym miejscem. A pewna historia, której świadkami byliśmy w ostatnich tygodniach naprawdę pokazała, że można. Że można zjednoczyć się, zmobilizować i razem dokonać cudu. Bo chyba tylko tak możemy powiedzieć o uratowaniu Wisły Kraków. Ale po kolei.

Fot. Marcin Michta

O tym że klub ma ogromne kłopoty finansowe i organizacyjne wiadomo było już od dawna. Zza kulis coraz częściej dochodziły pogłoski o ogromnych długach w spółce oraz o powiązaniach zarządu z gangsterskim środowiskiem pseudokibiców. Wokół „Białej Gwiazdy” znalazło się zdecydowanie zbyt wiele typów spod „ciemnej gwiazdy”. Dopiero pod koniec ubiegłego roku okazało się jednak, że jest naprawdę źle. Budżet był zupełnie pusty. By przetrwać Wisła jak najszybciej musiała znaleźć inwestora – kogoś kto załata ogromną finansową dziurę w kasie klubu. I taki inwestor w końcu się zjawił. Było ich trzech – w każdym z nich inna krew. Polak, Szwed i książę Kambodży. Adam Pietrowski, Mats Hartling i Vanna Ly. Obiecywali złote góry, miliony wydane na transfery, budowę akademii dla młodych piłkarzy i wprowadzenie krakowskiej drużyny na salony europejskiego futbolu. Niestety był to tylko wstęp do absurdalnej i groteskowej komedii pomyłek spod znaku parasola i papieża. Komedii za której fasadą powoli i w męczarniach konała Wisła Kraków.

Biała Gwiazda była na ustach wszystkich. 28 grudnia, cała piłkarska Polska z zapartym tchem czekała na przelew mitycznych 12 milionów złotych, który miał dać klubowi nowe życie i otworzyć zupełnie nowy rozdział w jego historii. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Zamiast obiecanych milionów kibice ujrzeli jedynie lakoniczny komunikat o nagłej chorobie jednego z niedoszłych inwestorów. Kambodżański czar prysł. Egzotyczna ekipa „wybawicieli” okazała się nieudolnym Gangiem Olsena, który zniknął tak szybko, jak szybko się pojawił. Wydawać by się mogło, że Wisły nic już nie uratuje. Nie było ani pieniędzy, ani zarządu, nie było nawet wiadomo kto tak naprawdę jest tu właścicielem. Z zespołu zaczęli odchodzić pierwsi piłkarze, którzy od miesięcy nie dostawali żadnych pensji. W praktyce klub już nie istniał. Na początku stycznia stracił licencję na grę w Ekstraklasie, w chwilę później do klubowych pomieszczeń wkroczyły policja i prokuratura. Najbardziej utytułowana polska drużyna piłkarska XXI wieku, klub z ponad stuletnią historią stanął nad przepaścią.

Fot. Biuro Prasowe Wisły Kraków SA

A jednak w tym momencie coś pękło. Do spadającej w otchłań Wisły Kraków rękę wyciągnął człowiek z zupełnie przeciwnej strony barykady. Zagorzały kibic i były właściciel ich największego od lat ligowego rywala. Bogusław Leśnodorski – w latach 2012-2017 prezes Legii Warszawa. W ramach swojej kancelarii prawnej obiecał on bezpłatną pomoc w rozwiązaniu formalnych zawiłości i odzyskaniu licencji. W ślad za nim poszli inni: Jarosław Królewski, Tomasz Jażdżyński i Jakub Błaszczykowski, którzy udzielili Wiśle wielomilionowej pożyczki. W ratowanie klubu włączyły się inne drużyny piłkarskie, prywatni przedsiębiorcy i firmy. Ale przede wszystkim zwykli kibice, masowo wykupujący koszulki, karnety, a w końcu nawet specjalnie wyemitowane akcje klubu. Wsparcie dla Wisły płynęło z najdalszych zakątków kraju, a wszystko to w ramach akcji pod hasłem „czyny - nie słowa”. Jak to się zakończyło? W chwili, gdy piszę ten tekst Wisła Kraków właśnie wygrywa spotkanie w Ekstraklasie, Kuba Błaszczykowski strzela jedną z bramek, a frekwencja na krakowskim stadionie przy Reymonta bije kolejne rekordy. Klub oszukał przeznaczenie i wyrwał się z zaświatów. Takiego scenariusza nie wymyślili by nawet najlepsi hollywoodzcy filmowcy.

I szkoda tylko, że powrót do szarej rzeczywistości zapisał tu gorzki epilog. Bogusław Leśnodorski w „nagrodę” za pomoc Wiśle już został przez kiboli Legii uznany za „niegodnego podania ręki”, a ultrasi Białej Gwiazdy zdążyli właśnie pokłócić się z nowym zarządem o (nie)wywieszenie flag na stadionowej trybunie. Wszystko więc chyba powoli wraca do normy. Jak zawsze nikt nie spodziewał się kryzysowego zjednoczenia. I nikt nie spodziewał się, że skończy się ono tak szybko…

Łukasz Trzaska
Stowarzyszenie Demokracja w Praktyce

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Panie Areczku, pan jest za młody na umowę..."

Młode osoby są szczególnie narażone na oszustwa ze strony pracodawców. Co jest tego przyczyn ą , dlaczego młodzi na tym tracą i jak się przed tym przestrzec? W liceum, technikum czy szkole branżowej osoby uczące się, często podejmują pracę nie tylko w wakacje, ale także w roku szkolnym. Młodzi i niedoświadczeni pracownicy stanowią łakomy kąsek dla wszelkiej maści oszustów. Przedstawmy pokrótce kilku z nich. Fot. Facebook/Panie Areczku - memy o pracy Na rekrutera Załóżmy, że dana osoba szuka pracy w internecie na różnych portalach. Przeglądając setki ofert, trafia nagle na tę idealną. Dogodne warunki, wspaniała płaca i tylko kilka dokumentów –  niewiele kroków do spełnienia. S ytuacja komplikuje się w momencie wysłania swoje go CV na podany adres mailowy. Wtedy, po krótkim czasie przychodzi wiadomość od nie byle kogo nadawcą jest międzynarodowa firm a, która chce nas zatrudnić . Z radością wypełniamy zgłoszenie. Ale zaraz. Przecież w tamtej wiadomości nie było nawet loga firmy

Sąd sądem...

„Sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie” powiedziała Leonia Pawlak do swojego syna jadącego na rozprawę sądową równocześnie podając mu granat. Ta scena z kultowego filmu „Sami swoi” nie straciła nic ze swej aktualności. Oczywiście w rozumieniu samego podejścia do kwestii prawa i poczucia sprawiedliwości (bo zapasy drugowojennych granatów stety/niestety szybko się skończyły; ewentualnie czekają na jakiś napad mafii jak w Wilkowyjach). Świadczy o tym współczesne powiedzonko „zasady są po to, aby je łamać”. Już na pierwszy rzut oka widać, że świadomość i kultura prawna w naszym społeczeństwie nie jest powalająca. I choć mamy na to, moim zdaniem, przekonujące wytłumaczenie, którym jest doświadczanie przez dwieście lat (jak nie zabory, to dwa totalitaryzmy i dwa autorytaryzmy) prawa, które w głównej mierze tworzone było przeciw ludziom, to jednak pasowałoby coś z tą świadomością i kulturą prawną Polaków zrobić. Fot. Kadr z filmu "Sami swoi" (1967), reż. Sylwester C

Dziennikarstwo obywatelskie - czy uratuje polskie media? [PODCAST zdezINFORMOWANI]

O dziennikarstwie obywatelskim w praktyce razem z zespołem zdezINFORMOWANI miał okazję porozmawiać członek naszego Stowarzyszenia Łukasz Trzaska. W wywiadzie możecie znaleźć odpowiedzi na pytanie czym tak właściwie jest taki rodzaj dziennikarstwa, kto może się nim zajmować i czy może ono zapobiegać dezinformacji. Dziękujemy za rozmowę i zapraszamy do wysłuchania podcastu (na YT lub w serwisie Spotify ). A jeśli chcecie dowiedzieć się więcej na temat m.in. medialnych manipulacji, fact-checkingu oraz szukania wiarygodnych źródeł informacji serdecznie zachęcamy do sprawdzenia strony https://zdezinformowani.com/ , a także do śledzenia zdezINFORMOWANYCH w mediach społecznościowych . Rys. zdezINFORMOWANI Łukasz Trzaska Stowarzyszenie Demokracja w Praktyce