Przejdź do głównej zawartości

American dream demokratów

Minął już ponad tydzień od wyborów na urząd Prezydenta USA. Było to najważniejsze wydarzenie polityczne bieżącego roku i niosło ze sobą wiele emocji. Jest to najprawdopodobniej najważniejszy urząd na świecie, więc waga tych wyborów była ogromna. Pokazała to również najwyższa od ponad 100 lat frekwencja wyborcza, do czego mogło się przyczynić masowe głosowanie korespondencyjne. Z powodu pandemii ponad 100 mln Amerykanów zagłosował listownie lub w ramach tzw. early voting - można głosować w lokalach wyborczych już na parę tygodni przed oficjalnym dniem wyborów. Oznacza to, że około ⅔ potencjalnych głosujących oddało głos przed 3 listopada.

Fot. Jim Lo Scalzo/Chris Kleponis/PAP

System wyborczy USA jest dla wielu Polaków zawiły i niezrozumiały. Jest to spowodowane tym, że system ten jest dużo bardziej rozbudowany niż  nasz polski. W Stanach funkcjonuje system dwupartyjny, czyli oznacza to, że praktycznie są tylko dwie partie polityczne odgrywające znaczącą rolę. To te parte dominują od połowy XIX wieku na tamtejszej scenie politycznej. Rzadko zdarza się aby kandydaci bezpartyjni wygrywali wybory i zostawali członkami Kongresu czy chociaż prowadzili skuteczną kampanię prezydencką. Jest to wina braku zaplecza finansowego i organizacyjnego. 

Amerykański prezydent jest wybierany co cztery lata. Kampania wyborcza rozpoczyna się przed prawyborami. Prawybory polegają na tym, że obywatele zarejestrowani jako popierający daną partię oddają głos na kandydata z jej listy i w ten sposób wyłania się delegatów partii demokratycznej i republikańskiej. Następnie Ci delegaci na Konwencji Krajowej wybierają oficjalnych kandydatów na prezydenturę. Oczywiście zwycięża osoba, która uzyska poparcie większości delegatów. Kolejnym etapem są wybory powszechne. W przeciwieństwie do nas, w USA wybiera się prezydenta w wyborach pośrednich. Oznacza to, że bezpośredniego wyboru wcale nie dokonują obywatele, lecz Kolegium Elektorów Stanów Zjednoczonych. Każdy stan reprezentuje określona liczba Elektorów. Ta liczba jest równa liczbie osób reprezentujących dany stan w obu izbach Parlamentu. System elektorski ma jednak jeden mały haczyk, ponieważ dysproporcjonalnie promuje mało zaludnione stany, które w większości popierają Republikanów. W ten sposób większą siłę głosu mają mieszkańcy małych stanów. Przykładowo w Wyoming mieszka około 69 razy mniej ludzi niż w Kaliforni, a mają tylko 18 razy mniej głosów elektorskich. Każdy z Elektorów zobowiązuje się którego z kandydatów będzie reprezentował. To właśnie dlatego wyborcy głosują nie wprost na prezydenta ale na Elektorów. Kandydat, który zdobędzie najwięcej głosów elektorskich w danym stanie zgarnia wszystkie mandaty w danym stanie. Wyjątkiem są stany Maine i Nebraska, bo tam mandaty są przydzielone proporcjonalnie. Wybory wygrywa osoba, która zdobędzie więcej mandatów elektorskich. To  właśnie w grudniu odbędzie się Kolegium Elektorów USA. Łącznie Kolegium liczy 538 członków, a kandydat musi zdobyć co najmniej 270 głosów elektorskich żeby wygrać. Zdarzały się takie sytuacje gdzie kandydat wygrywał w skali kraju lecz przegrał przez ustanowiony system elektorski. Stało się tak min. w 2016 roku, gdy Hillary Clinton zdobyła więcej głosów, lecz przegrała wybory. Nowo wybrany prezydent obejmie swoje stanowisko w styczniu 2021 roku. 

Rys. Weronika Syrkowska/OKO.press

Można by zastanowić się dlaczego nie zmieniono systemu głosowania skoro do takiej sytuacji gdzie prezydenturę objął kandydat z mniejszym poparciem społecznym doszło już pięć razy. Oczywiście są takie postulaty. Najpoważniejszą inicjatywą jest “Narodowe Porozumienie Międzystanowe na Rzecz Głosowania Powszechnego”. W ramach jej, poszczególne stany zobowiązują się, że przypisane im głosy elektorskie zostaną przekazane kandydatowi z najwyższym poparciem w skali kraju. Porozumienie ma charakter wiążący dopiero gdy łącznie będzie zrzeszać stany, które mają razem co najmniej 270 głosów elektorskich. Na razie porozumienie nie ma charakteru wiążącego i nie zapowiada się na to, żeby w przyszłości miało mieć, ponieważ wszystkie zadeklarowane stany regularnie głosują na demokratów i nie ma żadnego republikańskiego stanu. Od 1992 roku demokraci wygrali w głosowaniu powszechnym 6 z 7 wyborów prezydenckich, jednak w aż dwóch przypadkach prezydentem został republikanin. Co z tego wynika? Ta reforma kompletnie się republikanom nie opłaca. W tym roku również szanse Donalda Trumpa opierały się właśnie na głosach elektorskich.

Kwestią niemal rozstrzygającą w wyborach prezydenckich w USA jest podział na swinging states i safe states. W safe states wynik jest w zasadzie z góry znany. Są to stany, które od dziesiątek lat sprzyjają nieodłącznie jednej stronie sceny politycznej. Szanse aby coś się w tych stanach zmieniło są nikłe. Przez to kampanii wyborczej w tych stanach praktycznie nie ma. Cała kampania skupia się w swinging states, czyli w stanach w których walka jest bardzo wyrównana i każdy głos ma ogromne znaczenie. W tegorocznych wyborach za swinging states uznano: Minnesotę, Nevadę, Iowa, New Hampshire, Michigan, Pensylwanię, Arizonę, Wisconsin, Karolinę Północną, Florydę, Georgię, Ohio i o dziwo Teksas. W tym roku w swinging states  do zdobycia 199 głosów elektorskich, więc to wyniki z nich zdecydowały  o wyborze prezydenta.

Rys. Onet (Stan z 7 listopada 2020)

Przewidywania na te wybory były bardzo jasne. Analitycy i bukmacherzy przewidywali zdecydowaną wygraną dla kandydata Demokratów. Jak już wiemy te wybory miały bardzo niespodziewany przebieg. Po ogłoszeniu wyników w Indianie, Vermont, Kentucky, Wirginii, Arkansas przewidywania się zmieniły. To min. na podstawie spływających wyników z Florydy sondaże się odwróciły i szanse Trumpa obliczono na 52%, mimo iż zaczynał mając około 33% szans na zwycięstwo. Z godziny na godzinę szanse Trumpa rosły. Biden zgarnął New Hampshire (swinging state) oraz Kalifornię (safe state). Trump bez zaskoczenia zgarnął Idaho, a po zakończeniu liczenia głosów wreszcie Florydę. Następnie Donald Trump zgarnął Ohio, co było niepokojącym znakiem dla Demokratów ponieważ zawsze gdy Republikanin wygrywał w Ohio to zostawał prezydentem. To właśnie po zwycięstwie w Ohio Trump zaczął ogłaszać wygranie wyborów na swoim Twitterze. Co zabawniejsze, portal ten zbanował jego wpisy za rozpowszechnianie kłamstw i kontrowersje. Następnie kolejny swinging state - Minnesota, został zwyciężony przez Bidena. Dużą uwagę przyciągnął również Teksas, który zawsze wydawał się republikański, a tym razem oboje z kandydatów szli łeb w łeb. Ostatecznie ten stan zgarnął Republikanin. Jednym z największych zaskoczeń wyborczych była Arizona dla Joe Bidena, w której to Demokraci zanotowali pierwsze zwycięstwo od 1992 roku. Początkowa przewaga Trumpa w Wisconsin, Michigan, Pensylwanii, Karolinie Północnej, Georgii i na Alasce pokazywały czarny scenariusz demokratom. Jak się później okazało Biden wygrał w Wisconsin i Michigan. Ostateczne zwycięstwo dała mu wygrana w Pensylwanii. 

Donald Trump oczywiście nie zgadza się z wynikami wyborów. Nie jest to żadne zaskoczenie ponieważ już dłuższy czas przed wyborami wypowiadał się, że głosowanie korespondencyjne to pole nadużyć. Nic dziwnego, że akurat z tą formą głosowania się nie zgadza skoro właśnie w nim najmniej zyskał. Moim zdaniem wynik Trumpa i tak jest bardzo dobry, bo to ponad 70 mln głosów. Wyniki pokazały, że społeczeństwo jest podzielone na pół. Oczywiście łatwo tak powiedzieć, ponieważ mamy tylko dwie znaczące partie. Ten podział pokazuje, że narracja kreowana przez media jest błędna, ponieważ nie każdy chce się pozbyć Trumpa i ma on wielu zwolenników. To pokazują również liczne protesty, gdzie ludzie twierdzą, że wybory sfałszowano i jest obecna duża agresja przy lokalach wyborczych oraz okrzyki aby zaprzestano liczenia głosów. Oczywiście jest też agresja z grupy nie wspierającej Trumpa, ponieważ w Fort Lauderdale doszło do sytuacji gdzie napastnik strzelał do tłumu osób wspierających Trumpa. Wniosek jest taki, że przyszłe tygodnie w USA mogą być bardzo gorące i nieprzewidywalne. Pod znakiem zapytania stoi również walka Trumpa na drodze sądowej.

Fot. Mike Blake/REUTERS

Wynik tych wyborów może być również zagwozdką dla polskich rządzących. Można się zastanawiać co ulegnie zmianie w naszych stosunkach z USA wraz ze zmianą prezydenta. Wydaje mi się, że nie należy się obawiać zakończenia inwestycji w polskie bezpieczeństwo i obronność, ponieważ Polski rząd wydaje ogromne sumy pieniędzy. Sama wartość zakupu myśliwców F-35 to 4,5 mld dolarów. Możemy spodziewać się nacisku na respektowanie praw człowieka oraz obrony demokracji i mniejszości seksualnych LGBT+. Ta kwestia może być źródłem napięć w stosunkach międzynarodowych ze Stanami Zjednoczonymi.

Na koniec chciałabym dodać taki międzynarodowy smaczek całej sytuacji. Mianowicie Rada Praw Człowieka przy ONZ odbyła dyskusję na temat USA. Co za tym idzie, przedstawiciele wszystkich państw mogli się wypowiedzieć. Korea Północna wyraziła zaniepokojenie łamaniem praw człowieka oraz zaleciła Amerykanom podjąć kroki, w sprawie dyskryminacji rasowej. Chiny zaleciły zaprzestania imigrantów. (Tak na marginesie chciałam tylko przypomnieć o chińskich obozach dla Ujgurów). Białoruś natomiast zasugerowała zmianę ustawodawstwa, aby wybory mogły się odbyć zgodnie z międzynarodowymi standardami. Rosja zaleciła zapewnić dziennikarzom bezpieczne warunki pracy. A jako wisienka na torcie Arabia Saudyjska i Pakistan zaleciły zająć się dyskryminacją na tle religijnym.

Maria Bajorek
Stowarzyszenie Demokracja w Praktyce


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sąd sądem...

„Sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie” powiedziała Leonia Pawlak do swojego syna jadącego na rozprawę sądową równocześnie podając mu granat. Ta scena z kultowego filmu „Sami swoi” nie straciła nic ze swej aktualności. Oczywiście w rozumieniu samego podejścia do kwestii prawa i poczucia sprawiedliwości (bo zapasy drugowojennych granatów stety/niestety szybko się skończyły; ewentualnie czekają na jakiś napad mafii jak w Wilkowyjach). Świadczy o tym współczesne powiedzonko „zasady są po to, aby je łamać”. Już na pierwszy rzut oka widać, że świadomość i kultura prawna w naszym społeczeństwie nie jest powalająca. I choć mamy na to, moim zdaniem, przekonujące wytłumaczenie, którym jest doświadczanie przez dwieście lat (jak nie zabory, to dwa totalitaryzmy i dwa autorytaryzmy) prawa, które w głównej mierze tworzone było przeciw ludziom, to jednak pasowałoby coś z tą świadomością i kulturą prawną Polaków zrobić. Fot. Kadr z filmu "Sami swoi" (1967), reż. Sylwester C

Dziennikarstwo obywatelskie - czy uratuje polskie media? [PODCAST zdezINFORMOWANI]

O dziennikarstwie obywatelskim w praktyce razem z zespołem zdezINFORMOWANI miał okazję porozmawiać członek naszego Stowarzyszenia Łukasz Trzaska. W wywiadzie możecie znaleźć odpowiedzi na pytanie czym tak właściwie jest taki rodzaj dziennikarstwa, kto może się nim zajmować i czy może ono zapobiegać dezinformacji. Dziękujemy za rozmowę i zapraszamy do wysłuchania podcastu (na YT lub w serwisie Spotify ). A jeśli chcecie dowiedzieć się więcej na temat m.in. medialnych manipulacji, fact-checkingu oraz szukania wiarygodnych źródeł informacji serdecznie zachęcamy do sprawdzenia strony https://zdezinformowani.com/ , a także do śledzenia zdezINFORMOWANYCH w mediach społecznościowych . Rys. zdezINFORMOWANI Łukasz Trzaska Stowarzyszenie Demokracja w Praktyce

„Panie Areczku, pan jest za młody na umowę..."

Młode osoby są szczególnie narażone na oszustwa ze strony pracodawców. Co jest tego przyczyn ą , dlaczego młodzi na tym tracą i jak się przed tym przestrzec? W liceum, technikum czy szkole branżowej osoby uczące się, często podejmują pracę nie tylko w wakacje, ale także w roku szkolnym. Młodzi i niedoświadczeni pracownicy stanowią łakomy kąsek dla wszelkiej maści oszustów. Przedstawmy pokrótce kilku z nich. Fot. Facebook/Panie Areczku - memy o pracy Na rekrutera Załóżmy, że dana osoba szuka pracy w internecie na różnych portalach. Przeglądając setki ofert, trafia nagle na tę idealną. Dogodne warunki, wspaniała płaca i tylko kilka dokumentów –  niewiele kroków do spełnienia. S ytuacja komplikuje się w momencie wysłania swoje go CV na podany adres mailowy. Wtedy, po krótkim czasie przychodzi wiadomość od nie byle kogo nadawcą jest międzynarodowa firm a, która chce nas zatrudnić . Z radością wypełniamy zgłoszenie. Ale zaraz. Przecież w tamtej wiadomości nie było nawet loga firmy