Przejdź do głównej zawartości

Pstryknięcia pod specjalnym nadzorem

Miałem ostatnio okazję zabawić przez chwilę w zimowej stolicy Polski. Tak przynajmniej niektórzy o niej mówią. Ponieważ nie była to jednak najwyraźniej odpowiedna pora roku Zakopane w niczym nie przypominało niestety szykownej metropolii, a raczej nosiło znamiona tandety i taniego kiczu. Chociaż, „tani” to chyba akurat nienajlepsze słowo, jakiego można użyć w kontekście naszej perły Podhala. Całe szczęście, że za robienie zdjęć nie trzeba tam jeszcze płacić. A przecież spokojnie by można i nie jest to wcale tak absurdalne jak mogłoby się wydawać. Bo wizerunek miejsca też przecież ma jakąś wartość. I chronią go prawa autorskie. Na przykład we Francji, aby publicznie pochwalić się fotografią podświetlonej nocą wieży Eiffla trzeba uzyskać specjalne płatne zezwolenie. Inaczej rozpowszechnianie takiego zdjęcia będzie nielegalne. W Polsce z kolei coś takiego nam nie grozi i swoje fotki spod Wielkiej Krokwi i Krupówek możecie publikować i udostępniać do woli. Nie jest to jednak wbrew pozorom zasługa wspaniałomyślnych górali, a tylko pewnego zmyślnego przepisu zwanego „wolnością panoramy”. 

(fot. Reuters/Philippe Wojazer)

Ten mały wyjątek w prawie autorskim zezwala bowiem po prostu na dowolne wykorzystanie zdjęć dzieł sztuki i obiektów architektonicznych, które zostały wystawione na stałe na widok publiczny, bez konieczności uzyskiwania na to zgody ich twórców. To dzięki niemu nie musimy martwić się o to czy zrobione przez nas na wycieczce fotografie będziemy mogli wrzucić do Internetu, czy nie. Wolność panoramy obowiązuje w większości krajów na świecie, jednak nie we wszystkich i na przykład we Włoszech, Belgii, Grecji, czy Francji publikowanie zdjęć obiektów publicznych bez zgody właścicieli ich praw autorskich może nas wpędzić w kłopoty. Szczególnie ciekawa jest tu Francja i wspomniana wcześniej wieża Eiffla. Nie przypadkowo mówiłem wówczas o jej nocnych fotografiach, bo tak naprawdę tylko one są „zakazane”. Ze zdjęciami wykonanymi za dnia nie ma absolutnie żadnego problemu. Wszystko dlatego, że prawem autorskim objęta jest jedynie nocna iluminacja symbolu Paryża zainstalowana w 1985 roku, podczas gdy sama wieża jest już wyłączona spod takiej ochrony (właściciel praw do jej wizerunku, projektant Gustave Eiffel zmarł w 1923 roku, a od 1993 roku – 70 lat po jego śmierci – wizerunek wieży jest już w zakresie domeny publicznej) i bez przeszkód możemy udostępniać jej zdjęcia. Jednak za prawo do podzielenia się jej ujęciem po zmroku trzeba już zdobyć specjalne zezwolenie i zapłacić stowarzyszeniu Société d’Exploitation de la Tour Eiffel, opiekującemu się zabytkiem. Za brak takiej zgody na publikację grożą wysokie kary. I mówiąc „wysokie”, naprawdę mam na myśli „wysokie”. Bo tylko - bagatela - do 300 tysięcy euro grzywny dla osób fizycznych oraz do półtora miliona dla osób prawnych, a także kara pozbawienia wolności do lat trzech. Żeby nie było jednak tak strasznie, pamiętajmy, że cała heca tyczy się tylko i wyłącznie udostępniania zdjęć szerszemu gronu osób, np. na portalu społecznościowym czy blogu. Na szczęście w praktyce prawo nie jest tu też tak silnie egzekwowane i zwykły szary człowiek, który wrzucił na Facebooka, czy Instagrama zdjęcie nocnej wieży Eiffla raczej nie trafi za kratki. W prawdziwe tarapaty wpadniemy dopiero w razie próby komercyjnego wykorzystania takich materiałów. Samo wyciągnięcie aparatu i pstryknięcie fotki tylko na nasz prywatny użytek, do powieszenia nad kominkiem nie wiąże się z żadnym ryzykiem. Poza tym znajdziemy tu także trochę okoliczności łagodzących, na przykład w sytuacji gdy chroniony obiekt znalazł się na naszej fotografii „przypadkowo” i nie jest głównym punktem na zdjęciu (choćby przy okazji uwiecznienia ogólnego widoku miasta z oddali).

(fot. Marcin Szkodziński/zakopane.naszemiasto.pl)

Czyli niby aż takiej tragedii nie ma. Nie jest to też jednak w żadnej mierze sytuacja komfortowa. W krajach gdzie nie obowiązuje prawo panoramy trzeba się zwyczajnie mieć na baczności i godzić ze świadomością, że za zwykłe zdjęcie czyhają na nas przepisy zgrabnie kręcące bat na nasze głowy i portfele. Dlatego ja wolność panoramy traktuję jak prawdziwe błogosławieństwo. Dzięki niemu przy wstawianiu na swoją tablicę zdjęć z wakacji w polskich górach nie muszę nerwowo sprawdzać, czy za to piękne ujęcie bacówki w Dolinie Kościelskiej nie przyjdzie mi przypadkiem zapłacić parę tysięcy złotych kary. Bo mnie już naprawdę wystarczą te słynne 3 złote za wejście na Gubałówkę. Wolność panoramy jest super. A, tylko uwaga. Jest jeden mały kruczek. Prawo panoramy zabrania wykorzystania zdjęcia obiektu - cytując - „do tego samego użytku”. Czyli jeśli w oparciu o swoją fotografię zechcecie postawić sobie pod domem replikę Wielkiej Krokwi to nie możecie. Na całe szczęście ja nie mam na razie takich planów. 

Łukasz Trzaska
Stowarzyszenie Demokracja w Praktyce

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Panie Areczku, pan jest za młody na umowę..."

Młode osoby są szczególnie narażone na oszustwa ze strony pracodawców. Co jest tego przyczyn ą , dlaczego młodzi na tym tracą i jak się przed tym przestrzec? W liceum, technikum czy szkole branżowej osoby uczące się, często podejmują pracę nie tylko w wakacje, ale także w roku szkolnym. Młodzi i niedoświadczeni pracownicy stanowią łakomy kąsek dla wszelkiej maści oszustów. Przedstawmy pokrótce kilku z nich. Fot. Facebook/Panie Areczku - memy o pracy Na rekrutera Załóżmy, że dana osoba szuka pracy w internecie na różnych portalach. Przeglądając setki ofert, trafia nagle na tę idealną. Dogodne warunki, wspaniała płaca i tylko kilka dokumentów –  niewiele kroków do spełnienia. S ytuacja komplikuje się w momencie wysłania swoje go CV na podany adres mailowy. Wtedy, po krótkim czasie przychodzi wiadomość od nie byle kogo nadawcą jest międzynarodowa firm a, która chce nas zatrudnić . Z radością wypełniamy zgłoszenie. Ale zaraz. Przecież w tamtej wiadomości nie było nawet loga firmy

Sąd sądem...

„Sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie” powiedziała Leonia Pawlak do swojego syna jadącego na rozprawę sądową równocześnie podając mu granat. Ta scena z kultowego filmu „Sami swoi” nie straciła nic ze swej aktualności. Oczywiście w rozumieniu samego podejścia do kwestii prawa i poczucia sprawiedliwości (bo zapasy drugowojennych granatów stety/niestety szybko się skończyły; ewentualnie czekają na jakiś napad mafii jak w Wilkowyjach). Świadczy o tym współczesne powiedzonko „zasady są po to, aby je łamać”. Już na pierwszy rzut oka widać, że świadomość i kultura prawna w naszym społeczeństwie nie jest powalająca. I choć mamy na to, moim zdaniem, przekonujące wytłumaczenie, którym jest doświadczanie przez dwieście lat (jak nie zabory, to dwa totalitaryzmy i dwa autorytaryzmy) prawa, które w głównej mierze tworzone było przeciw ludziom, to jednak pasowałoby coś z tą świadomością i kulturą prawną Polaków zrobić. Fot. Kadr z filmu "Sami swoi" (1967), reż. Sylwester C

Dziennikarstwo obywatelskie - czy uratuje polskie media? [PODCAST zdezINFORMOWANI]

O dziennikarstwie obywatelskim w praktyce razem z zespołem zdezINFORMOWANI miał okazję porozmawiać członek naszego Stowarzyszenia Łukasz Trzaska. W wywiadzie możecie znaleźć odpowiedzi na pytanie czym tak właściwie jest taki rodzaj dziennikarstwa, kto może się nim zajmować i czy może ono zapobiegać dezinformacji. Dziękujemy za rozmowę i zapraszamy do wysłuchania podcastu (na YT lub w serwisie Spotify ). A jeśli chcecie dowiedzieć się więcej na temat m.in. medialnych manipulacji, fact-checkingu oraz szukania wiarygodnych źródeł informacji serdecznie zachęcamy do sprawdzenia strony https://zdezinformowani.com/ , a także do śledzenia zdezINFORMOWANYCH w mediach społecznościowych . Rys. zdezINFORMOWANI Łukasz Trzaska Stowarzyszenie Demokracja w Praktyce